"Pensjonat na wyspie"
Colleen Coble
Wydawnictwo: Św. Wojciech
Ilość stron: 364
Ocena: 5/6
Od czasu do czasu lubię sięgnąć po literaturę chrześcijańską, która w moim mniemaniu zyskuje coraz większą popularność nie tylko wśród osób głęboko wierzących, ale również wśród ludzi małej wiary. Tym razem mój wybór padł na "Pensjonat na wyspie"amerykańskiej pisarki Colleen Coble. Niezwykle klimatyczna okładka spowodowała, że czym prędzej zabrałam się za czytanie. Czy warto było? Najpierw kilka słów o fabule.
Libby wspólnie z Nicole, najlepszą przyjaciółką, zarazem wspólniczką w interesach zajmuje się renowacją zabytków i ich sprzedażą. Pewnego dnia w takcie rozmowy internetowej ktoś na jej oczach niespodziewanie porywa Nicole przebywającą na maleńkiej wyspie, w Hope Island. Przerażona tym incydentem Libby jak najszybciej przybywa na miejsce przestępstwa. Niestety sprawy przybierają nieoczekiwany obrót. Okazuje się, że wszelkie poszlaki ewidentnie wskazują na jej winę. Jakby tego było mało, ku zaskoczeniu wszystkich dziedziczy zabytkowy hotel wraz z połową wyspy, jako część spadku po nieżyjącym ojcu. Czy nasza bohaterka ma coś na sumieniu? A może ktoś ją wrabia?
"Pensjonat na wyspie" już od pierwszych stron wciągnął mnie w wir nieoczekiwanych wydarzeń, natomiast urokliwa sceneria Hope Island owiana tajemnicami i pradawnymi legendami pobudziła moją wyobraźnię. W ciągu kilku chwil odcięłam się od realnej rzeczywistości spacerując po pięknych plażach, wsłuchując się w szum morza oraz zwiedzając zapierające dech w piersiach krajobrazy i zabytki. Jednak niech nie zmyli was ta sielska atmosfera, bowiem autorka zaserwowała nam nie lada atrakcje, prawdziwy misz-masz. Mamy kłamstwa, intrygi, rodzinne sekrety, napaście, porwania, próby zabójstwa, tajemnicze ruiny i jaskinie oraz cenne skarby. Nie zabraknie także całej plejady uczuć, emocji i wiary.
Fabuła w dużej mierze oscyluje wokół głównej bohaterki podejrzanej o porwanie swojej najlepszej przyjaciółki. To właśnie Nicole poinformowała ją o nieoczekiwanym spadku zostawionym przez jej ojca, który przez kilkanaście lat uważany był za zmarłego, w rzeczywistości do niedawna miał się jeszcze całkiem dobrze. Teraz Libby jest właścicielką okazałego pensjonatu, na dodatek ma przyrodnie rodzeństwo Vanessę i Brenta. Wszyscy wokół są wobec niej bardzo nieufni. Czy mają ku temu podstawy? Colleen Coble umiejętnie i ciekawie zawiązała intrygę. Wprawdzie dość szybko odkryjemy, kim jest sprawca całego zamieszania, lecz ta wiedza w żaden sposób nie odbiera przyjemności czytania i odkrywania kolejnych atrakcji.
Lektura tej książki sprawiła mi wielką przyjemność i dostarczyła wielu wrażeń, emocji, wzruszeń i rozrywki. Całość napisana została stylem lekkim, a zarazem barwnym i malowniczym. Powieściopisarka paletą słów namalowała piękne obrazy zabytkowej architektury i pejzażu Hope Island. Wprost jestem zachwycona. Tempo akcji jest miarowe i przyspiesza dopiero w końcowej fazie wydarzeń. Z kolei bohaterowie to postacie z krwi i kości. Mają swoje słabości, popełniają błędy i czasem zachowują się niegodziwie. Mimo to widać jak powoli ewoluują, dostrzegają swoje wady, niedoskonałości oraz otwierają się na Boga i na drugiego człowieka. Autorka w subtelny, mądry sposób wplotła wątki religijne, dzięki czemu jej powieść zyskuje głębię i drugie dno. Nie narzuca nikomu wiary w Boga, ani nie zmusza do jej przyjęcia. Jednocześnie przełamuje dotychczasowy stereotyp chrześcijanina - poważnego, umartwionego, zbolałego, uciekającego przed światem, przestawiając go, jako zwyczajnego człowieka, który umie połączyć wiarę z radością życia, jest otwarty na innych ludzi i gotowy do podzielenia się swoją przyjaźnią z Najwyższym Stwórcą.
Reasumując. To ciekawa, zagadkowa z posypką wiary i z elementami kryminału, thrillera, sensacji i romansu powieść obyczajowa. Nie można się od niej oderwać, tak mocno absorbuje. Zapraszam zatem serdecznie na Hope Island, w niezwykle magiczne miejsce, gdzie kłopoty uderzają z siłą huraganu. Myślę, że nie będziecie zawiedzeni.
***
Wydawnictwo Święty Wojciech.