Quantcast
Channel: LITERACKI ŚWIAT CYRYSI
Viewing all 3475 articles
Browse latest View live

Akuszer

$
0
0

Kaiken
Jean-Christophe Grangé


premiera: 10 września 2014
wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 528
Ocena: 5-/6









     Jakiś czas temu swoją premierę miał ''Kaiken'' Jeana-Christophe’a Grangé, najmodniejszego francuskiego twórcy thrillerów, powieści sensacyjnej i detektywistycznej. Książka już od samego zapoznania się z blurbem wydawała się być niezwykle intrygująca, toteż postanowiłam zapoznać się z nią bliżej. Jak przebiegło moje pierwsze spotkanie z twórczością autora? Zanim do tego dojdziemy przedstawię pokrótce zarys fabuły.

Paryż. Olivier Passan, oficer brygady kryminalnej od pewnego czasu próbuje dopaść seryjnego mordercę kobiet będących w zaawansowanej ciąży. Oprawca działa z bestialskim okrucieństwem:

''Ciężarna kobieta, naga, z rozprutym brzuchem, przy niej spalone dziecko, połączone z matką pępowiną''.

Śledczy stopniowo zaciska pętlę wokół podejrzanego, ale brak jednoznacznych dowodów utrudnia wymierzenie sprawiedliwości. Tymczasem zbójca czuje się bezkarny i swobodnie pogrywa sobie z kolejnymi ofiarami. Niespodziewanie jego celem staje się najbliższa rodzina Passana. Czy dojdzie do bezpośredniej konfrontacji policjanta z nieobliczalnym szaleńcem? Jaką rolę w tym wszystkim odegra tytułowy kaiken, sztylet należący do japońskiej żony Oliviera?

Jean-Christophe Grangé urodził się w 1961 w Paryżu. Studiował literaturę na Sorbonie. Podróżował i pisał reportaże m.in. dla National Geographic. W 1994 zadebiutował powieścią ''Lot bocianów'', ale międzynarodową sławę przyniosła mu druga książka ''Purpurowe rzeki'' (otrzymał za nią nagrodę Grinzane Cinema 2007), sprzedana w łącznym nakładzie dwóch milionów egzemplarzy. Kolejne tytuły, m.in. ''Imperium Wilków'', ''Przysięga otchłani'', ''Zmiłuj się'', ''Las cieni'', ''Pasażer'' i najnowsza ''Kaiken'', umocniły popularność pisarza, zapewniając mu najwyższe pozycje na listach bestsellerów. Na swoim koncie posiada również liczne adaptacje filmowe swoich powieści (2000r.- Purpurowe rzeki, 2005r.- Imperium wilków,  2006r.- Kamienny krąg), w których główne role zagrali tak znani aktorzy, jak Jean Reno, Vicent Gassel i Monica Bellucci.

Patrząc na dorobek pisarza spodziewałam się po tej książce czegoś wyjątkowego. Niestety czuje lekki niedosyt, gdyż warstwa fabularna nie spełniła moich oczekiwań. Początkowo zaczynamy mocnym akcentem. Nieobliczalny zabójca, zwany akuszerem zabija i patroszy kobiety w ciąży, a potem spala dziecko u ich stóp. Olivier szybko odkrywa jego tożsamość, ale musi znaleźć mocne dowody obciążające go. Psychopatyczny szaleniec jest jednak bardzo inteligentny i przewidywalny. Chcąc go dopaść policjant ryzykuje własną karierę oraz bezpieczeństwo swoich dzieci. Im dalej zagłębiałam się w lekturze tym bardziej miałam wrażenie, że autor chyba nie do końca wiedział jak dalej powinna potoczyć się akcja. Jakoś to wszystko było mało wiarygodne, tak trochę jakby na siłę wciśnięte. Nie podobało mi się, że już na wstępie mamy podane na srebrnej tacy sylwetkę sprawcy.Wiemy kim jest i czemu zabija.

''Urodziłem się pod znakiem obrzydzenia i odrzucenia. Wyrosłem w potoku obelg i plugastwa''.

Pomimo tego dramatyczne losy przestępcy nie wzbudziły mojej ciekawości, dlatego z ulgą przyjęłam fakt, że ten aspekt powieści był tylko pretekstem/fasadą do innej historii, która opowiada o przerażającej zemście dwóch kobiet. O kim mowa? Tego musicie dowiedzieć się sami.
kaiken

Ja mogę z mojej strony tylko napisać, że w tym przypadku zostanie użyty tytułowy sztylet żony samurajów. Takim narzędziem zadawano sobie samobójczą śmierć poprzez podrzynanie gardła, ale przedtem wiązano złożone nogi, aby umrzeć w przyzwoitej pozycji. Mimo to niech Was nie zmyli tradycyjne przeznaczenie kaikena, gdyż tym razem jego rola będzie zupełnie inna.

Główny bohater to dynamiczna, intuicyjna, bezkompromisowa, odważna osobowość. Ściga przestępców, chroni społeczeństwo, broni wartości Republiki Francuskiej. Jest także ogromnym pasjonatem Japonii i wszystko co z nią związane (kultury, obrzędów i zwyczajów, historii itp.). Natomiast jego żona ma zgoła odmienne priorytety i zainteresowania i tu zaczynają się schody. Niestety nie polubiłam głównego bohatera. Denerwowała mnie jego chora fascynacja Krajem Kwitnącej Wiśni oraz specyficzne podejście do swojej małżonki np. szukał zaspokojenia swoich chuci u wulgarnych prostytutek, gdyż jego zdaniem Naoko była zbyt piękna, by brukać ją perwersyjnym seksem. Czysty absurd. Ogólnie rzecz biorąc zachowanie Passana było mocno przekoloryzowane. Jego poczucie sprawiedliwości niejednokrotnie rozmijało się z prawem. Często demonstrował swoją władzę poprzez niekontrolowane napady złości, w czasie których bywał wręcz nieobliczalny (potrafił wtedy np. grozić bronią). Chodził własnymi ścieżkami i nie oglądał się na zakazy, bo wiedział, że zawsze niczym kot spadnie na cztery łapy.

Pierwsza połowa książki odrobinę mnie nużyła. Na szczęście w momencie ''przejścia'' do innej historii akcja zaczęła nabierać tempa i rumieńców. W trakcie poszukiwań pewnej osoby Passan przez przypadek poznaje mroczną przeszłość swojej ukochanej, która doprowadza go do wielu szokujących odkryć. Z przyspieszonym biciem serca i niejasnym poczuciem zagrożenia śledziłam rozwój wydarzeń przypatrując się poczynaniom Oliviera i Naoko, którzy próbowali za wszelką cenę chronić swoją rodzinę przed nieobliczalnym psychopatą. Z jakim to wyszło rezultatem?  Autor obnaża ludzkie okrucieństwo pokazując jak cienka jest jego granica. Uświadamia, że przeżycia z naszego dzieciństwa i późniejsze nieszczęścia mają ogromny wpływ na nasze zachowania i psychikę.

Reasumując. Mimo kilku wspomnianych zgrzytów i niedociągnięć jest to całkiem przyzwoicie skonstruowany kryminał będący mieszaniną thrillera i powieści psychologicznej. Do jego niewątpliwych atutów z pewnością można zaliczyć: lekki, płynny jest styl pisania, plastyczne opisy, skomplikowana intryga oraz umiejętnie zbudowany nastrój. To wszystko sprawia, że czas spędzony z tą książką w żadnym wypadku nie uważam za stracony. Dlatego zapraszam wszystkich fanów Christophe Grangé oraz miłośników mocnych wrażeń. Mam nadzieję, że niniejsza krwawa historia z nienawiścią w tle przypadnie Wam do gustu.

***
Wydawnictwo Albatros.

Wywiad z Katarzyną Puzyńską

$
0
0
Joanna Stoczko
1. Oglądając pewien film, zauważyłam na ścianie restauracji jednego z głównych bohaterów tekst: „Nigdy nie pozwól, by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry”. Zgadza się Pani z tą myślą? Gdy postanowiła Pani napisać, a następnie wydać swoją pierwszą książkę, to dosięgły Panią w którymś momencie wątpliwości typu: „książka się nie przyjmie”, „skrytykują ją” itp.?

Pokazując swoją twórczość innym (w moim wypadku wydając książkę), zawsze narażamy się na możliwość zastania skrytykowanym. Przed tym nie ma ucieczki i trzeba to zaakceptować. Nie ma innego wyjścia. Z każdej krytyki (konstruktywnej!) można wyciągnąć dla siebie jakąś lekcję. Momenty zwątpienie przytrafiają się pewnie każdemu z nas. Sztuką jest postarać się to zwątpienie przezwyciężyć i iść naprzód. Zdecydowanie zgadzam się, że kiedy o czymś marzymy, powinniśmy do tego dążyć – czy chodzi o znalezienie lepszej pracy, namalowanie obrazu, napisanie książki, a może tylko (aż) o przemeblowanie pokoju. Jeżeli nic nie zrobimy, to na pewno nie zbliżymy się ani o krok do sukcesu. Droga czasem bywa trudna, ale każda zaczyna się właśnie od pierwszego kroku.

2. „Nikt nie może uciec przed własnym sercem. Dlatego już lepiej słuchać, co ono mówi. Aby żaden niespodziewany cios nigdy cię nie dosięgnął”- możemy przeczytać w „Alchemiku” Paula Coelho. W pracy i w życiu prywatnym częściej słucha Pani serca, czy jednak rozumu? Co w Pani przypadku jest bardziej zawodne?

Trudno mi powiedzieć. Chyba jestem trochę romantyczką, więc powiem, że często słucham tego, co podpowiada mi serce. Nasuwa mi się tu przykład prosto z mojej serii o Lipowie. Chodzi o postać Klementyny Kopp. Bardzo bałam się, jak Czytelnicy przyjmą kontrowersyjną panią komisarz. Postanowiłam jednak pójść za głosem serca i przywołać ją na karty powieści. Zaryzykowałam i umieściłam ją najpierw w „Motylku”, a potem poświęciłam jej dużą część „Więcej czerwieni”. Okazało się, że bałam się niepotrzebnie, ponieważ wielu Czytelników i recenzentów tą właśnie postacią jest najbardziej zachwyconych. Wygląda na to, że serca miało jednak rację :-).

3. Co jest dla Pani ważniejsze- iść czy dojść? Co czuła Pani w chwili pisania kolejnych stron książki? Jakie uczucia (być może ze sobą sprzeczne) Pani towarzyszyły, gdy ją Pani skończyła?


Zarówno podążanie w jakimś kierunku, jak i dojście na miejsce są dla mnie ważne. Pisanie książki jest wspaniałym przeżyciem, ale też ciężką pracą. Kiedy kończę pisać rzeczywiście towarzyszą mi sprzeczne uczucia. Z jednej strony jest radość ze stworzenia czegoś nowego, duma. Z drugiej smutek, że pewien etap został zakończony. Jest też tęsknota za bohaterami, czy wreszcie wspomniana już wcześniej niepewność, jak powieść zostanie przyjęta i zinterpretowana. Niektórzy pisarze porównują to uczucie do patrzenia, jak dzieci najpierw dorastają, a potem opuszczają dom rodzinny.

Kasia Jabłońska
1. Mówi się, że psy są największymi przyjaciółmi ludzi. Według mnie są również wdzięcznymi bohaterami książek. Czy ma Pani jakiegoś swojego ulubionego, zwierzęcego bohatera książek?

Kiedy byłam dzieckiem kochałam książki z serii „Opowieści z Narnii”. Tam pojawia się wiele postaci zwierzęcych - na czele z potężnym lwem Aslanem. Ja jednak najbardziej lubiłam Ryczypiska… czyli dość waleczną i nieustraszoną mysz. Przez lata czytałam wiele powieści, w których pojawia się motyw zwierzęcego bohatera, ale nadal w mojej pamięci wyraźna jest postać Ryczypiska. ;-)

2. Pisze Pani kryminały z bogatym, psychologicznym tłem. A po jakie książki sięga Pani najchętniej prywatnie?

Zdecydowanie właśnie po kryminały :-). Obecnie najchętniej czytam te szwedzkie i polskie. Ostatnio przeczytałam też kilka powieści obyczajowych. Dla odmiany. Kiedyś sięgałam też często po literaturę klasyczną i fantastykę.

3. Dzisiejszy świat pełen jest sytuacji powodujących stres. Jaki jest Pani sposób na to, by sobie z nim radzić?

Bardzo lubię bieganie, jazdę konną i spacery z psami. Wszelka aktywność fizyczna, zwłaszcza na łonie natury, rozluźnia mnie i pozytywnie nakręca.

Lustro Rzeczywistosci
1. To na pewno świetne uczucie widzieć swoją książkę na tej samej półce z kryminałami Lackberg, czy Holt. Ma Pani typowe polskie kompleksy autorów, którzy nie wierzą że są równie dobrzy?

To rzeczywiście wspaniałe uczucie i wielkie wyróżnienie. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę pisać. Myślę, że nie mam kompleksów z powodu pochodzenia. Uważam, że polscy autorzy zdecydowanie nie mają się czego wstydzić. Mamy w naszym kraju wiele znakomitych nazwisk i książek na takim samym poziomie, co te zagraniczne. Myślę, że podejście zarówno polskich pisarzy, jak i polskich Czytelników zmienia się na lepsze. Zaczynamy docenia to, co nasze. Całe szczęście :-). Bo sukces zaczyna się od uwierzenia w swoje możliwości. Nie mam tu oczywiście na myśli buty, czy próżności. Chodzi mi raczej o budowanie wiary w siebie.

2. Czy są takie imiona, które od razu kojarzą się Pani z czarnym charakterem i nie pasują pozytywnym bohaterom?

Nie. Bohaterom nadaję takie imiona, które mnie zainteresują, albo które lubię (bez względu na to, czy jest to postać bardziej pozytywna, czy negatywna). Czasem wybieram imiona losowo i sprawdzam, czy pasują mi do danej postaci. Staram się też, żeby postaci w moich książkach nie były jednowymiarowe, ale mieściły się gdzieś w spektrum odcieni szarości. U mnie prawie nikt nie jest jednoznacznie zły, ani jednoznacznie dobry. Nawet morderca…

3. Jaki impuls stworzył Katarzynę Puzyńską autorkę?

O pisaniu marzyłam od wczesnego dzieciństwa. Moja Mama bardzo dużo mi czytała, a ja zawsze chciałam, żeby kiedyś moje imię znalazło się na okładce książki. Jako dziecko i nastolatka sporo też pisałam. Potem, kiedy poszłam na studia i do pracy, przestałam mieć na to czas, ale marzenie nie zniknęło. Rzeczywiście sytuację zmienił pewien impuls, a konkretnie wywiad z Camillą Läckberg, który gdzieś przeczytałam. Camilla przekonywała w nim, że warto spróbować swoich sił. Ona sama zaczynała od kuru pisarskiego, który sfinansowali jej najbliżsi w prezencie.  Słowa Camilli dodały mi odwagi, żeby zacząć działać. Jestem jej za to bardzo wdzięczna.

Sylwka S.
1. Każda z nas zawsze marzyła o księciu z bajki, przystojnym z poczuciem humoru. Jaki typ mężczyzn się Pani podobał, jak była Pani nastolatką?

Podam może konkretne przykłady. Kiedy byłam nastolatką, trwały czasy największej popularności filmu „Titanic”. Jak łatwo zgadnąć, na równi z moimi koleżankami, byłam zakochana w „boskim Leo” (nawiasem mówiąc Leonardo DiCaprio jest chyba jak wino, im starszy, tym lepszy). Równocześnie podobali mi się zgoła odmienni mężczyźni. Byłam (i do tej pory jestem) wielką fanką zespołu Aerosmith. Bardzo podobał mi się więc wokalista tej grupy, Steven Tyler. Potem byłam zafascynowana Rockym Balboa. Jak widać, żadna z moich nastoletnich fascynacji nie przypomina księcia z bajki ;-). Kto teraz podoba mi się najbardziej? Oczywiście mój mąż ;-).

2. Wspomnienie z dzieciństwa, który pamięta Pani do dziś?

Ja i moja przyjaciółka wracamy ze szkoły. Pędzimy, ponieważ mamy w planach bawić się u niej w domu (no i oczywiście chcemy mieć na to jak najwięcej czasu). Zanim jednak to nastąpi musimy pójść do mnie, żeby wyprowadzić psa. Spacerujemy i szybko wracamy do bloku, odprowadzić psa do mojego mieszkania. Tu muszę dodać, że trzeba pojechać windą, ponieważ mieszkam na siódmym piętrze.
W pewnym momencie trzask i winda zacina się pomiędzy piętrami. My w środku z psem. Przycisk alarmowy nie działa. Panika. Zaczęłyśmy stukać w metalowe drzwi windy (to był taki stary rodzaj wind, w których drzwi miały szybki).
W końcu ktoś w jednym z mieszkań nas usłyszał i wezwał specjalistę od wind. Okazało się jednak, że znajduje się on dokładnie po drugiej stronie miasta, więc musiałyśmy czekać coś koło godziny. Kiedy w końcu rzeczony pan zjawił się na miejscu, miałyśmy do wyboru – albo wdrapać się na wyższe piętro, albo spuścić się na niższe (jak już powiedziałam winda utknęła pomiędzy).
W końcu wybrałyśmy drugą propozycję, ponieważ wydawała się łatwiejsza (łatwiej chyba jest schodzić, niż się wspinać). Pan specjalista straszył nas przez cały czas, że winda może w każdej chwili ruszyć i przeciąć nas na pół. Jak sobie pewnie wyobrażacie, byłyśmy tym „trochę” zestresowane… ;-). Może dlatego do tej pory pamiętam to wydarzenie.

3. Każdy ma w życiu sytuacje, z których jest dumny lub odwrotnie. Co najbardziej szalonego zrobiła Pani w swoim życiu, a co chciałaby zrobić?


Muszę panią rozczarować. Szczerze mówiąc, nie zrobiłam chyba w swoim życiu nic szczególnie szalonego… Przynajmniej nic takiego sobie w tej chwili nie przypominam. Co chciałbym zrobić? Kiedyś marzyłam o tym, żeby skoczyć ze spadochronem. Teraz już sama nie wiem ;-).

Zosia Samosia :)
1. Uwielbia Pani konie, tak ja i ja kocha je Pani całym serce, ale czemu akurat te zwierzęta podbiły Pani serce, czy było to z obowiązku czy z przyjemności?

To była miłość od pierwszego wyjrzenia. Zaczęłam jeździć konno, kiedy byłam jeszcze w szkole podstawowej. Najpierw jeździłam rekreacyjnie, a z czasem profesjonalnie. Od kiedy miałam własnego konia, trenowałam dyscyplinę ujeżdżenia z jedną z naszych zawodniczek olimpijskich. Później mój koń zachorował (ma problemy z płucami) i nie mógł już znosić wysiłku związanego z treningami, więc (w ramach solidarności) postanowiłam, że nie będę jeździć. Stajnia to nadal bardzo duża cześć mojego życia.

2. Do dziś pamiętam zapach ... ?


Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to zapach mandarynek! Kojarzy mi się on… ze świętami Bożego Narodzenia. Moje dzieciństwo przypadło na końcówkę okresu PRL i potem na lata 90. Mandarynki nie były wówczas (zwłaszcza na początku) aż tak łatwo dostępne, jak teraz. Pamiętam, że moja Mama zawsze kupowała je na Święta.

3. Gdyby wiedziała Pani, że ma przed sobą tylko jeden dzień życia, jakby go Pani spędziła i co by robiła w tych ostatnich minutach? Oprócz spędzenia czasu z najbliższymi, bo tego pragnie każdy z nas.

Cokolwiek, bym nie robiła, na pewno chciałabym być z osobami, które kocham. Wiem, wiem! Miałam tak nie odpowiadać, ale inaczej nie mogę ;-). Nie wiem, czy byłoby to coś spektakularnego. Prawdopodobnie nie. Może wystarczyłby nawet zwykły spacer ;-).

nieidentyczna
1.Wielu ludzi obecnie stwierdza, że rzadko czyta książki. Są wśród nich i tacy, którzy w ciągu roku nie przeczytają ani jednej. Jak Pani myśli, czy możliwe jest pełnowymiarowe i pełnowartościowe życie bez literatury? Czy istnieje jej jakiś dobry zamiennik?

Jestem daleka od narzucania komukolwiek czegokolwiek. Uważam oczywiście, że powinno się promować czytelnictwo i wyrabiać nawyk czytania wśród dzieci, ale nie chcę też jednak mówić, że osoby, które mało czytają, nie żyją pełnowymiarowo. To już jest sprawa indywidualna. Czy jest zamiennik? Nie wiem. Sama jestem „czytaczem” ;-).

2. Jaką zasadą kieruje się Pani podczas pracy twórczej – pisania?

Dużą wagę przykładam do budowania postaci i starannego skonstruowania fabuły. Poza tym oczywiście staram się trzymać zasad gatunku (kryminału).

3. Proszę dokończyć: „Dobry pisarz to…”

Dobry pisarz to dobry obserwator.

mam namyszy
1. Moja miłość do słodkości jest doprawdy nierozerwalna. Gdy się złoszczę- sięgam po słodycze, jestem szczęśliwy- sięgam po słodycze. A gdyby dziwnym trafem zamieniła się Pani w "coś słodkiego", co by to było? Jakie miałaby Pani nadzienie?

Może byłaby to szarlotka z kruszonką Marii Podgórskiej z „Motylka”? Uwielbiam jabłka i cynamon. Z drugiej strony lubię też nadzienie kawowe (we wszystkich formach)! Jest to swoisty paradoks, ponieważ samej kawy właściwie nigdy nie piję.

2. Staje Pani oko w oko z seryjnym mordercą rodem z Pani książki... Co się dzieje? Co Pani czuje?


Na pewno byłabym przerażona. Mam nadzieję, że do takiej sytuacji nigdy nie dojdzie. Całe szczęście, że moje postaci są całkiem fikcyjne! ;-)

3. Ludzie robią sobie tatuaże, żeby coś upamiętnić. Jedni tatuują sobie wizerunki rodziny, drudzy zaś wolą mieć na skórze coś abstrakcyjnego. Jaki tatuaż i gdzie umieściłaby Pani na swoim ciele? Miałby dla Pani jakieś sentymentalne znaczenie?


Uwielbiam tatuaże! Sama mam trzy – dwa spore na ramionach i jeden mały na przedramieniu. Każde z nich ma dla mnie duże znaczenie. Jest to jednak temat bardzo osobisty, więc wolałabym go tu nie poruszać :-). Moją fascynację tatuażem widać na pewno w postaci Klementyny Kopp. Tatuaże (i to nie na ciele Klementyny) pojawią się też na chwilę w „Trzydziestej pierwszej”, czyli mojej kolejnej książce z serii o policjantach z Lipowa. Na razie nie zdradzę nic więcej.

asjj 
1. Jaki jest Pani przepis na ciekawe postaci kryminalne?

Obserwowanie osób wokół siebie i czytanie książek :-).

2. Czy wykorzystuje Pani swoją wiedzę psychologiczną do tworzenia książek kryminalnych?

Na pewno do pewnego stopnia jest to nieuniknione ze względu na moje wykształcenie. Nie wertuję jednak opasłych tomów, wybierając tą, czy inną chorobę psychiczną. To przychodzi raczej naturalnie.

izabela81
1. Jest Pani wielbicielką Skandynawii i Hiszpanii. Co najbardziej podoba się Pani w tych krajach?

Jeżeli chodzi o Szwecję, to na pewno uwielbiam tamtejszą literaturę, architekturę i cudowne pejzaże. Bardzo podoba mi się też brzmienie języka szwedzkiego. Jakiś czas temu postanowiłam, że się go nauczę. Niestety ciągle brakuje mi czasu… Z Hiszpanią jestem związana emocjonalnie. W trakcie studiów pracowałam tam przez jakiś czas. Przez półtora roku studiowałam też iberystykę, z której niestety później zrezygnowałam. Kocham zwłaszcza Barcelonę i Katalonię.

2. Czyje zdanie ceni sobie Pani najbardziej, jeśli chodzi o Pani książki?

Mojej rodziny i Czytelników. Oczywiście zależy mi też bardzo na opinii Recenzentów, ale ostatecznym odbiorcą moich książek zawsze są przecież Czytelnicy.

3. Jak ocenia Pani rynek kryminałów w Polsce? I jak widzi Pani w nim siebie?

Jak zawsze powtarzam, nasze polskie kryminały są fantastyczne. Nie odstają od światowego poziomu. Wystarczy wymienić takie nazwiska, jak Zygmunt Miłoszewski, Anna Klejzerowicz, Gaja Grzegorzewska, Anna Fryczkowska, Marta Guzowska, Katarzyna Bonda, Agnieszka Krawczyk, czy Joanna Jodełka. Ja sama także miałam zaszczyt zyskać już grono oddanych Czytelników, za co bardzo dziękuję.
 
monalisap
1. Jaki jest Pani ulubiony bohater literacki i dlaczego?

Trudno zdecydować się na jednego! Jeżeli ograniczę się tylko do kryminałów, to chyba jest to Lisbeth Salander z powieści Stiega Larssona. Ze względu na jej bezkompromisowość i wygląd – sama uwielbiam tatuaże.

2. Człowiek jest odkrywcą, lubi poznawać sekrety innych. Czy zdarzyło się Pani przypadkiem i celowo poznać sekret kogoś znajomego, bliskiego i czy coś z tego wynikło?

Dość dużo osób powierza mi swoje sekrety. Może dlatego, że jestem raczej godna zaufania. Jeżeli ktoś zdradza mi swoją tajemnicę (z taki zastrzeżeniem właśnie), praktycznie zawsze jej dochowuję. Z drugiej strony, ktoś kiedyś powiedział, że sekret to jest coś, co mówimy jednej osobie. ;-)

3. Z jakim detektywem/ policjantem chciałaby Pani pobyć jeden dzień, zobaczyć jak pracuje?

Z Patrikiem Hedströmem, Erikiem Winterem lub Gunnarem Barbarottim.

kwiatusia
1. Czy wykształcenie psychologiczne pomaga przy tworzeniu niebanalnej zagadki kryminalnej w powieści oraz portretu czarnego charakteru?

Wykształcenie psychologiczne niewątpliwie jest pomocne przy tworzeniu portretów postaci (nie tylko czarnego charakteru, ale wszystkich po kolei) oraz relacji pomiędzy nimi.

2. Czy przed przystąpieniem do pisania książki ma Pani już stricte określoną fabułę; czy bohaterowie, ich losy, zwroty akcji powstały dopiero z chwilą tworzenia powieści?

Zarys fabuły na pewno musi już być gotowy. Muszę też wiedzieć, kto jest mordercą, żebym mogła podrzucać Czytelnikom wskazówki w różnych miejscach książki. Poza tym i postacie i akcja może ewaluować.

3. Czy po wydaniu "Motylka" Pani życie się zmieniło? Jakie są plusy i minusy bycia pisarką?

Spełniło się moje wielkie marzenie, więc jestem bardzo szczęśliwa. Właściwie nie widzę minusów tej sytuacji. :-)

Sylwia Silviana

1. Skąd zamiłowanie pedagoga do kryminałów?

Pedagog też człowiek! :-). Kryminały uwielbiałam, od kiedy przeczytałam swoją pierwszą książkę Agathy Christie. To było chyba jeszcze w szkole podstawowej… To zauroczenie zostało mi do dzisiaj.

2. Pani zdaniem, jaki poziom czytelnictwa przejawia współczesna młodzież?

Nie znam dokładnych statystyk, ale te, które kiedyś widziałam, były dość alarmujące. Całe szczęście jest teraz coraz więcej akcji promujących czytelnictwo, więc mam nadzieję, że sytuacja będzie iść ku lepszemu.

3. W jaki sposób pedagog-pisarz może popularyzować czytelnictwo wśród najmłodszych czytelników?


Powiem może na wstępie, że ja nie jestem nauczycielem szkolnym, ale akademickim. Na co dzień mam więc do czynienia z osobami dorosłymi. Jeżeli zaś chodzi o najmłodszych, to nauczyciele zdecydowanie mogą (i powinni) pełnić wielką rolę w popularyzowaniu czytelnictwa. Wymaga to oczywiście dodatkowych godziny poświęconych na przygotowanie zajęć, wybieranie ciekawych lektur (również tych spoza kanonu) itd. Ja miałam to wielkie szczęście, że moje nauczycielki języka polskiego, zarówno w szkole podstawowej, jak i w liceum, były niezwykle zaangażowane w to, co robiły. Nie zapominajmy też, że w wyrabianiu nawyku czytania powinni też (a może przede wszystkim) brać udział rodzice.

Gosia
1. Skąd biorą się pomysły na powieści?


Trzeba chyba uważnie rozglądać się wokół siebie. Nigdy nie wiadomo, co nas zainspiruje. Na przykład pisanie „Więcej czerwieni” zaczęło się od rozmowy z moją Mamą o… włosach. Nie jest to raczej tematyka kryminalna :-).

2. Najłatwiej pisze się ponoć o tym, co się zna, słyszało, widziało. Czy bohaterowie książek są wzorowani na jakiś realnych postaciach? Chociaż trochę podobne do kogoś znajomego Pani?

Zdecydowanie wiele cech moich postaci jest zapożyczonych od osób, które znam, albo które kiedyś spotkałam. Ba, nawet ode mnie samej! Nie mówię tu tylko o cechach pozytywnych. Żadna z moich postaci nie jest jednak pełnym odzwierciedleniem żyjącej naprawdę osoby. To raczej mieszanka wad i zalet, a także przyzwyczajeń i manieryzmów różnych ludzi.

3. Psychologiczne podejście pomaga w rozszyfrowaniu zagadki ułożonej w wyobraźni?

Jak mówił Herkules Poirot, najważniejsze są małe szare komórki ;-). A tak na poważnie, psychologia na pewno pomaga w tworzeniu relacji pomiędzy postaciami i budowaniu motywów, które tymi postaciami kierują.

Elenkaa _
1. Moim marzeniem jest wydanie własnej książki i ujrzenie jej w sprzedaży...Co Pani czuła widząc swoją pierwszą książkę na półce w księgarni?


Byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi. Nadal czuję niesamowita radość, kiedy patrzę na swoje egzemplarze „Motylka” i „Więcej czerwieni”, albo widzę moje książki na półkach w księgarni. Pani także życzę powodzenia w spełnianiu marzeń. 

2. Kiedy pierwszy raz odwiedziłam Barcelonę, od razu zakochałam się w tym mieście. Czy ma Pani ulubione hiszpańskie miasto, do którego wraca lub które chciałaby odwiedzić?

No i proszę – trafił swój na swego! ;-) Jak już napisałam przy okazji odpowiedzi na jedno z poprzednich pytań, to właśnie Barcelona jest moim ukochanym hiszpańskim miastem. To cudowne miejsce, w którym można się zakochać od pierwszej chwili. Miałam wielkie szczęście móc pracować w Barcelonie przez jakiś czas, a więc i tam mieszkać. Wspaniale było odkrywać uroki tego pięknego miasta i przez kilka miesięcy czuć się, jak jego mieszkaniec.

3. Okładki do Pani książek są bardzo ciekawe. Czy brała Pani udział w wyborze okładek do książek?


Okładki całej serii o Lipowie rzeczywiście są fantastyczne. Ich autorem jest pan Mariusz Banachowicz. Miałam okazję oglądać kilka wersji okładek.

Edyta Chmura
1. Czytając wywiady z Panią oraz śledząc aktywność na facebooku i blogu widać z jaką radością i otwartością podchodzi Pani do kontaktu z czytelnikami - dzieli się Pani chętnie opiniami, odpowiada na pytania, pokazuje zdjęcia swoich książek w czyichś rękach :) Co w ostatnim czasie - dość aktywnym w związku z promocją "Więcej czerwieni" - sprawiło Pani największą radość (może jakaś wiadomość od czytelnika, pochlebna recenzja czy artykuł w gazecie, którą Pani ceni)?

Rzeczywiście uwielbiam bliski kontakt z moimi Czytelnikami! :-) Czuję się bardzo wyróżniona, że chcą oni w ten sposób spędzać ze mną czas. Radość przynosi mi właściwie każda wiadomość, którą od nich dostaję. Dzisiaj wszyscy żyją w biegu, więc bardzo doceniam, że ktoś chce poświęcić czas, żeby podzielić się ze mną swoimi wrażeniami po lekturze książki albo przystanąć na chwilę i zrobić sobie zdjęcie z powieścią w ręku. Poprzez takie interakcje poznajemy siebie nawzajem.
Byłam bardzo wzruszona, kiedy napisały do mnie osoby po rozwodzie (w podobnej sytuacji była bohaterka mojej pierwszej powieści, Weronika), żeby powiedzieć, że książka pomaga im przetrwać tern trudny czas. Niezwykłym prezentem były też zakładki z motylami, które zrobiła dla mnie jedna z Czytelniczek. Bardzo mi miło, że bardzo pozytywne artykuły na temat „Więcej czerwieni” pojawiły się w prasie.
Jak widać, nie potrafię wybrać jednego przykładu. Wszystko to jest dla mnie naprawdę cudowne. Bardzo dziękuję osobom, które biorą tak czynny udział w życiu mojego fanpage :-).

2. Są kryminały, a w nich morderca...nie brakuje zatem napięcia i strachu przed śmiercią. A gdyby Pani spotkała Kostuchę, ot tak, siedząc sobie na ławeczce i delektując się ciepłem słońca, o czym chciałaby Pani z nią porozmawiać?


W tym momencie od razu przychodzi mi do głowy Śmierć z powieści Terriego Pratchetta ;-). Mimo całej mojej sympatii dla tej postaci literackiej, z pewnością wolałabym uniknąć takiego spotkania!

3. "Wszystko, czego się obawiamy, kiedyś nas spotka" Hélène Cixous
Jak Pani uważa - można "ściągnąć" na siebie jakieś złe fatum czy to może tylko wytłumaczenie tych, co przeżywają gehennę w piątek 13-ego ;)?


Myślę, że niezwykle ważne jest pozytywne nastawienie. Jeżeli ktoś cały czas wyobraża sobie, co złego może mu się przydarzyć, podświadomie właśnie w tamtą stronę się kieruje. W rezultacie owa negatywna rzecz się przytrafia. W tej sytuacji, chyba lepiej wizualizować sobie coś dobrego :-).

Franca
1. Podobno jest Pani wielbicielką Hiszpanii i Skandynawii. Oczywiście, oba te regiony Europy mają mnóstwo do zaoferowania, ale ja, jako czytelnik, kojarzę je głównie z charakterystycznym dla nich typem literatury. Literatura iberyjska jest eteryczna, stara się odszukiwać w rzeczywistości wszelkich niezwykłości. Literatura skandynawska jest bardziej konkretna, lubuje się w bohaterach, którzy są typowi: zmagają się z problemami dnia codziennego, mają jakiś wewnętrzny problemem (alkoholizm, trudne relacje z rodziną itp.) a jednocześnie są niezwykle inteligentni i dość introwertyczni. Który z tych geograficznych typów literatury jest Pani, jako czytelnika i pisarza, bliższy?

Pod tym względem zdecydowanie bliżej mi do literatury skandynawskiej. Zarówno w gustach czytelniczych, jak i w mojej twórczości. Trzeba jednak dodać, że literatura hiszpańska nie zawsze jest eteryczna. Pojawiają się wyjątki :-).

2. Główny bohater kryminału jako osoba zajmująca się daną sprawą jest wizytówką całej książki. Bohaterowie najlepszych kryminałów niejednokrotnie zajmują stałe miejsce w popkulturze. Ile czasu i pracy wymagało od Pani stworzenie głównego bohatera Pani książek tak, by był on jedyny w swoim rodzaju?

Pod tym względem moje książki są trochę nietypowe. Trudno w nich znaleźć jednego głównego bohatera. Na pierwszy plan pewnie wysuwają się Daniel Podgórski i Klementyna Kopp. Nie umiem jednak powiedzieć, ile czasu zajęło mi stworzenie tych postaci, ponieważ one „tkwiły” w mojej głowie, jeszcze zanim zaczęłam pisać.

3. Na swojej stronie internetowej wspomina Pani, że Lipowo jest fikcyjną wsią położoną na terenie Brodnickiego Parku Krajobrazowego, który uważa Pani niezwykle malownicze miejsce. Jaką rolę odgrywają w Pani twórczości opisy? Wygląd danego miejsca, osoby, przedmiotu ma dla Pani znaczenie, czy jest tylko tłem dla akcji?

Mają dla mnie znaczenie, jako tło akcji… ale też do pewnego stopnia, jako odrębny bohater moich powieści. Chciałabym, żeby Czytelnicy chętnie wracali do Lipowa, mimo że często… czai się tam morderca! (oczywiście tylko na kartach książek).

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję serdecznie Katarzynie Puzyńskiej za poświęcenie swojego czasuoraz za udzielenie nam niezwykle interesującego wywiadu. 

Składam także gorące podziękowania wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie i zadali pytania.

Nagrodę w postaci książki "Więcej czerwieni'' otrzymuje:

Zosia Samosia :)
 
{Wybór wyróżnionego pytania był bardzo trudny, ponieważ większość propozycji była bardzo ciekawa! W końcu jednak postanowiłam nagrodzić pytanie "Do dziś pamiętam zapach...?" Za przeniesienie mnie na moment w czasy mojego dzieciństwa :-). }
  

Gratuluje zwycięzcom i pozdrawiam!!! 

Cyrysia

Na zawsze w mej pamięci

$
0
0

Nigdy cię nie zapomniałam
Marta W. Staniszewska

Wydawnictwo: Psychoskok
Ilość stron: 305 (plik PDF)
Data premiery: 22 wrzesień
Ocena: 5/6









    Czy jednorazowa przygoda seksualna ma szansę przerodzić się w poważny związek? Dowiemy się tego na przykładzie powieści ''Nigdy cię nie zapomniałam''  Marty W. Staniszewskiej.

Sophie Thomson to młoda, piękna, inteligentna i pełna seksapilu kobieta. Mimo to w życiu uczuciowym nie układa jej się najlepiej, ponieważ ciągle rozpamiętuje nieplanowany wyjazd nad morze sprzed pięciu lat, gdzie przeżyła jeden intensywny dzień i jedną niezapomnianą noc na plaży z Jacobem, vel Boskim Thorem. Niestety wbrew początkowym deklaracjom mężczyzna nazajutrz nie zjawił się na umówione spotkanie.

''Było minęło, trzeba żyć dalej, bez serca i duszy, które ON odebrał mi i zniknął. Nigdy go jednak nie zapomniałam''.

Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie pojawia się Aleks Kent, jej przygodny kochanek znany jako Jacob. Dziewczyna żąda wyjaśnień. Co takiego stało się w noc poprzedzającą ich randkę i czy nadal mają szansę pogłębić swoją znajomość?

Patrząc na okładkę, która hipnotyzuje swoją ponętnością, niemal słyszałam w mojej głowie ''weź mnie!'' Czy jestem w pełni usatysfakcjonowana? Można powiedzieć, że tak. To gwałtowna, ekscytująca historia, ale nie bez wad. Początek nawiązujący do mitologii nordyckiej nieco zbił mnie z pantałyku. Na szczęście kolejne sceny są już jasne i przejrzyste, doskonale trafiają do świadomości czytelnika. Fabuła oscyluje wokół złożonych perypetii Sophie i Aleksa. Tych dwoje łączy jedynie jednorazowa, fantastyczna przygoda. Mimo to nie zapomnieli o sobie rozpamiętując każdy szczegół upojnego zbliżenia. Przypadek, przeznaczenie, a może jeszcze coś innego sprawia, że po pięciu latach ich drogi ponownie się krzyżują. Okazuje się, że Aleks był świadkiem straszliwej zbrodni, dlatego został zmuszony do opuszczenia miasta i zmiany nazwiska. Coś na kształt programu ochrony świadków. Czy w zaistniałych okolicznościach Sophie da mu jeszcze jedną szansę? Mogłoby się wydawać, że czeka nas wielka miłość i happy end. Nic bardziej mylnego. Na horyzoncie pojawia się śmiertelne niebezpieczeństwo. Demony przeszłości nawiedzają Aleksa:

''Na wyświetlaczu widniał komunikat o nieodebranej wiadomości tekstowej. Nadawca nieznany, numer niezidentyfikowany.
– Jak to możliwe, do cholery?
Cześć ptaszku. Jak się ma twoja piękna pani ptaszyna?
Uważaj na nią. Świat jest pełen złych koteczków
''.


Ogarnięty wściekłością i bezsilnością mężczyzna próbuje dopaść sprawcę SMS-owych pogróżek oraz zapewnić swojej ukochanej odpowiednią ochronę. Z jakim to wyjdzie rezultatem? Marta W. Staniszewska sprawnie i z polotem balansuje na granicy sensacji, romansu i literatury erotycznej. Taki misz-masz elementów, a wyszedł świetnie. Najbardziej podobał mi się ciekawie zawiązany wątek sensacyjny związany z uprowadzeniem Sophie. Skoki adrenaliny gwarantowane. Autorka zapewniła nam dawkę niesamowitych emocji i nie lada atrakcje, między innymi: spisek, walka z czasem, konfrontacja z wrogiem itp.

Aleks-niczym mityczny Thor
Patrząc na relacje Aleksa i Sophie, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to polski odpowiednik ''50 twarzy Greya''. On, mega przystojny, bogaty, wpływowy, apodyktyczny, tajemniczy, promieniujący intensywną, wewnętrzną siłą, którą bezwiednie roztacza wokół siebie. Ona, urocza, atrakcyjna, gotowa całkowicie się mu podporządkować.

''Tylko czy on na pewno oznaczał niebo? Jak na razie w jego towarzystwie, obok nieba, niezmiennie przewijało się piekło''.

Bardzo polubiłam duet głównych bohaterów, choć nie wszyscy będą podzielać moją sympatię. Dlaczego? Otóż nie każdy uwielbia słowne świntuszenie, a tego typu zabaw między nimi cała masa. Pomimo tego, wszystkie postacie zarówno pierwszo-jaki i drugoplanowe narysowane są bardzo wyraziście i realistycznie, każdy z nich ma swój punkt widzenia na świat, swój charakter i temperament. Dzięki temu bardzo łatwo zapadają w pamięć. Sam styl pisania powieści jest w miarę poprawny– autorka posługuje się prostym i zrozumiałym językiem, aczkolwiek czegoś mi brakowało. Niestety nie potrafię tego odpowiednio ująć w słowa. Same tempo akcji bez zarzutu, cały czas coś się dzieje. Duży plus należy się natomiast za śmiałe, zmysłowe i uwodzicielskie opisy scen intymnych. Prawdziwa uczta dla zmysłów i wyobraźni. Zakończenie otwarte, sugeruje ciąg dalszy. Wprost nie mogę się doczekać!

To niezwykle odważna, wciągająca, pikantna, z lawiną uniesień i podszyta realnym zagrożeniem lektura. Tylko tu pośród niebezpiecznych i skomplikowanych labiryntów wydarzeń poznasz smak bezgranicznej miłości. Polecam szczególnie fanom literatury erotycznej oraz wszystkim miłośnikom mocnych wrażeń.

 ***
Strona autorska M.W. Staniszewskiej: klik
Wydawnictwo Psychoskok.

Wywiad z z Łukaszem Kotkowskim

$
0
0
Na wstępie chciałem zaznaczyć, że jestem niezmiernie zaskoczony ilością pytań. Jakby nie patrzeć, jestem tylko nieznanym nikomu debiutantem, tym bardziej nie mogę się nadziwić, ile fajnych pytań tutaj padło; świetnie się bawiłem, odpowiadając ;)

~~~

Izabela81
1. Podobno każdy z nas miewa jakieś fanaberie, kaprysy. Czy Pan jakieś ma?

Oczywiście, jak każdy z nas ;) I dzięki Bogu nie wszystkie mogę spełnić, bo dziś żyłbym zawalony wszystkimi możliwymi nowinkami technologicznymi, a tak mam tylko to, co jest mi faktycznie potrzebne. Niestety! ;)

2. Gdyby miał Pan przez moment wcielić się w rolę surowego krytyka czy recenzenta oceniającego swoją książkę, to na jakie jej mankamenty wskazałaby Pan w pierwszym rzędzie? Jeżeli oczywiście takie Pan dostrzega. A może wskaże Pan jakiś duży plus powieści?


Jest taki jeden moment w książce, tuż przed kulminacyjną sceną, za który mam ochotę dać sobie po pysku. Może to kwestia czytania tej książki ze 30 razy, zanim została wydana, ale wydaje mi się, że trochę za bardzo zwolniłem akcję przed samym finishem. A plus... wydaje mi się, że klimat. Jest ciężki, gęsty i niepokojący.

3. Jak ocenia Pan rynek thrillerów i kryminałów w Polsce? I jak postrzega Pan w nim siebie?

Rynek kryminałów jest tak nasycony fenomenalnymi autorami (Miłoszewski, Grzegorzewska, Krajewski), że nawet nie potrafię wymienić swojego nazwiska obok nich. Pod tym względem nasza literatura powinna być z siebie dumna, bo mamy absolutnie genialnych pisarzy w tym gatunku. Widzę natomiast lukę dla siebie w gatunku thrillerów/horrorów; tam wciąż jest niewiele "dużych nazwisk", więc może za 10 lat uda się przebić ;)

Elenkaa_
1. Co Pan czuł widząc swoja pierwszą książkę na półce w księgarni?


Poczucie spełnienia jakiego nie czułem nigdy dotąd; to naprawdę niesamowite uczucie, zobaczyć gdzieś, w obcym miejscu książkę ze swoim nazwiskiem. Na moment człowiek zapomina o wszelkich lękach związanych z jej żywotem i po prostu cieszy się, że "w końcu się udało".

2. Okładka książki jest bardzo mroczna... Czy brał Pan udział w wyborze okładki do książki i czy pasuje ona do fabuły?

Z okładką to jest zabawna sprawa, bo finalny projekt był drugim, który mi przedstawiono i szczerze mówiąc, to wcale nie przypadł mi do gustu. Ostateczną decyzję podejmuje jednak wydawca i co tu dużo mówić - to była dobra decyzja. Z biegiem czasu przekonałem się do tej okładki i choć dalej uważam, że trąci pulpą, to bardzo dobrze odzwierciedla zawartość Fanaberii.

3. Jak zrodził się pomysł na książkę?


Zaczęło się od opowiadania, które w ostatecznej wersji jest prologiem opowieści. Wszyscy, którym dałem je do przeczytania, pytali mnie co będzie dalej i zastanawiając się nad tym, postanowiłem do jednego pomysłu dołączyć drugi, który gdzieś tam gotował się na palniku pod czaszką. I z takiej kombinacji powstał ogólny zamysł na Fanaberię. Reszta przyszła sama ;)

nieidentyczna

1.Wielu ludzi obecnie stwierdza, że rzadko czyta książki. Są wśród nich i tacy, którzy w ciągu roku nie przeczytają ani jednej. Jak Pan myśli, czy możliwe jest pełnowymiarowe i pełnowartościowe życie bez literatury? Czy istnieje jej jakiś dobry zamiennik?

Hmm... pytanie jest dość trudne, bo de facto zahacza o o wiele szerszy problem. Literatura stanowi pewnego rodzaju "pokarm duchowy", a w dzisiejszych czasach ludzie niekoniecznie o tą sferę dbają. Jeśli jednak miałbym wskazać zamiennik książek, to powiedziałbym - takie medium, które najlepiej trafia do konkretnej osoby. Dla jednych będzie to film. Dla innych - teatr. A dla jeszcze innych - gry komputerowe. I chyba te ostatnie uważam za "najlepszy" zamiennik dla książki; wiele z nich to cudowne opowieści, a do tego samo granie angażuje wszystkie strefy naszego mózgu, nie jest to więc po prostu pusta rozrywka ;)

2. Jaką zasadą kierował się Pan podczas pracy twórczej –pisania?

Pisać codziennie. Tylko tyle i aż tyle.

3. Proszę dokończyć: „Dobry pisarz to…”

...epitet, którego bardzo bym sobie życzył, żeby ktoś, kiedyś użył w stosunku do mnie ;p A tak całkiem serio, to ciężko zdefiniować "dobrego" pisarza. Dla mnie to twórca, który z każdym kolejnym dziełem podnosi sobie poprzeczkę.

Joanna Stoczko
1. Oglądając pewien film, zauważyłam na ścianie restauracji jednego z głównych bohaterów tekst: „Nigdy nie pozwól, by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry”. Zgadza się Pan z tą myślą? Gdy postanowił Pan wydać swoją pierwszą książkę, to dosięgły Pana w którymś momencie wątpliwości typu: „książka się nie przyjmie”, „skrytykują ją” itp.?


O tak, napisałem nawet o tym artykuł: http://spisekpisarzy.pl/2014/08/leki-debiutujacego-pisarza.html Takie myśli dosięgły mnie, kiedy książka była już na ostatniej prostej i wciąż trzymają. Wciąż cholernie się boję o los Fanaberii i choć mam świadomość, że pierwsza książka dla nieznanego debiutanta to raczej tylko wpis do portfolio, to jednak gdzieś z tyłu głowy jest ta myśl, że jeśli pierwsza książka będzie do niczego, to kolejnej będzie na rynku jeszcze ciężej. Wciąż nie mam pewności, czy nie napisałem gniota ;)

2. „Człowiek jest jak garderoba- ściera się i niszczy. Musi jednak wytrzymać wszystkie rzeczy, które mu się przytrafią w życiu i nawet po upadku wracać do pionu”- możemy przeczytać w książce „Profesor Tutka” Jerzego Szaniawskiego. Czy pisząc „Fanaberię” dopadł Pana w pewnej chwili jakiś większy kryzys? Jeśli tak, to jak Pan sobie z nim poradził? Jeśli nie, to czy może nam Pan zdradzić, co pomagało Panu w pisaniu kolejnych stron?

Szczerze mówiąc - tak. Był moment, kiedy na ponad 3 tygodnie odłożyłem prace nad Fanaberią i naprawdę, wrócić do rutyny codziennego pisania było potem pieruńsko ciężko. Brakowało czasu, brakowało sił... a jednak pisałem dalej, bo tak naprawdę brak sił i czasu to tylko wymówki. Tym co pchało mnie do przodu, była po prostu chęć dotarcia do postawionego sobie celu, który wydawał mi się być poza zasięgiem.

3. Co jest dla Pana ważniejsze- iść czy dojść? Co czuł Pan w chwili pisania kolejnych stron książki? Jakie uczucia (być może ze sobą sprzeczne) Panu towarzyszyły, gdy ją Pan skończył?

Gdy skończyłem pierwszy szkic powieści, przepełniała mnie euforia. "W końcu się udało!", tak sobie myślałem. Gdy kończyłem redagować, odetchnąłem z ulgą, tak miałem dość tego cholerstwa ;p Koniec końców, droga była tak samo ważna jak miejsce, do którego doprowadziła. Wydałem książkę i świetnie - po drodze jednak nauczyłem się mnóstwa rzeczy o samym procesie, o arkanach pisarstwa (które tylko liznąłem przez szybkę, co tu dużo mówić ;)) i przy okazji udowodniłem sobie, że mogę. Dlatego droga do celu jest równie wartościowa, co koniec wędrówki :)

martucha180
1. Zapewne ma Pan przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?

Jak Chandlerowska Femme Fatale ;) Robi co chce, przychodzi kiedy chce i ma kompletnie w dupie moje zdanie; ale za to kiedy sypnie inspiracją, to wynagradza te momenty, kiedy muszą sobie radzić bez niej po tysiąckroć.

2. Czym jest dla Pana SŁOWO?


Drugą po muzyce najpiękniejszą formą wyrazu.

3. Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pana wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Panu talent literacki czy wręcz przeciwnie?

Biorąc pod uwagę fakt, że system edukacji uczy nas pisać wyłącznie rozprawki, eseje i opowiadania w stylu "jak spędziłem wakacje", ciężko odkrywać w szkołach talenty literackie ;) Nie wiem, czy nauczycielki j.polskiego cokolwiek we mnie widziały, może oprócz tego, że sam proces pisania nie sprawiał mi trudności. Na pewno nie pochwalały moich rozprawek, bo zawsze byłem beznadziejny w trzymaniu się narzucanego stylu ;)

Iga
1. Dlaczego Novae Res?


Była to w pełni świadoma decyzja. Czy słuszna - okaże się za rok, kiedy książka pobędzie już trochę na rynku. Wiem jaki jest podtekst tego pytania, więc pozwolę sobie w tym miejscu coś wytłumaczyć - rynek książki to nie bajka. Daleko mu do sielannkowych wyobrażeń większości nieznających tematu osób. Nieznany nikomu debiutant nie ma co liczyć na publikację u dużych wydawców, a jeśli już, to na warunkach tak niekorzystnych, że równie dobrze mógłby rozdawać swoje dzieło za darmo. Publikując u mniejszego wydawcy, ukierunkowanego właśnie na debiuty, taki nieopierzony pisarz jak ja dostaje szansę na zaistnienie na rynku, nie będąc po drodze wydymanym przez moloch. Tyle w temacie :)

Inna Niezwykła

1. Dlaczego zaczął Pan pisać książkę?

Bo nosiłem się z tym od czasów liceum, zawsze powtarzając sobie, że jeszcze nie jestem gotowy. W końcu doszedłem do wniosku, że jak tak dalej będę sobie powtarzał, to skończę z 60-tką na karku i głową przepełnioną mniej lub bardziej chorymi pomysłami, które błagają o wyjście na zewnątrz.

2. Skąd czerpie Pan inspirację do codziennego życia?


Z dobrych historii ;) Staram się jak najczęściej odcinać od tego codziennego życia, czytając książki, grając w gry komputerowe, oglądając anime... dzięki regularnym odskoczniom, życie samo w sobie staje się bardziej barwne, nawet jeśli w istocie nie jest jakoś szczególnie ciekawe ;)

3. Czy to że napisał Pan książkę zmieniło coś w Pana życiu?

Hmm... jak na razie nie czuję specjalnej różnicy. Chodzę tak samo niewyspany, wciąż pracuję na pełny etat, wciąż szukam pomysłu na siebie. Zmieniło się tylko moje podejście do swoich możliwości - teraz wiem, że mogę. Że jeśli będę pracował odpowiednio ciężko, to mogę zrobić co zechcę. Wciąż nie mam pewności, czy robię to dobrze, ale hej - w ten sposób poprzeczka zawsze będzie wysoko i zawsze będzie do czego dążyć ;)

Sylwka S.

1. Jak Pan myśli co może siedzieć w głowie psychopaty lub mordercy? Czym Pan się kieruje wybierając postaci do swojej powieści?

Zacznę od końca: przy wyborze głównych bohaterów kieruję się tylko tym, jaki typ człowieka najbardziej pasuje do koncepcji historii. Cała reszta - ich cechy charakteru, zachowanie; to wszystko przychodzi samo, z obserwacji tego, co dzieje się na papierze.
Co może siedzieć w głowie psychopaty lub mordercy? Paradoksalnie - uważam, że wcale nie musi tam być nic drastycznie różnego od tego, co siedzi w każdym z nas. W każdym człowieku czai się mrok, czasem wręcz gigantyczne jego pokłady. Psychopatów i morderców od reszty odróżnia to, że dali się temu mrokowi opętać, a może świadomie go ukierunkowali? Tak naprawdę, to nie mam pojęcia. Chciałbym kiedyś sam zadać takie pytanie, takiemu człowiekowi. Wiedzieć, co go napędza. Na swój sposób jest to bardzo fascynujące.

2. Wspomnienie z dzieciństwa, które pamięta Pan do dziś?

Najwcześniejsze? Spacer po plaży z całą rodziną. Nie mam pojęcia dlaczego ;)

3. Każdy ma w życiu sytuacje, z których jest dumny lub odwrotnie. Co najbardziej szalonego zrobił Pan w swoim życiu, a co chciałby zrobić?


Jestem bardzo, ale to bardzo nieciekawym człowiekiem, więc chyba najbardziej szaloną rzeczą jaką zrobiłem, było wmówienie sobie, że mogę napisać książkę i zrobienie tego. Co chciałbym zrobić? Zagrać koncert rockowy z orkiestrą symfoniczną \m/

monweg

1. Gdyby znalazł się Pan na bezludnej wyspie, to jaką książkę chciałby Pan mieć ze sobą i dlaczego akurat tę?

Władcę Pierścieni. To wciąż najpiękniejsza opowieść, jaką kiedykolwiek znalazłem w literaturze i jeśli miałbym wybrać jedną książkę, którą czytałbym w kółko do końca życia, to właśnie tę.

2. Jest Pan bardzo młodym człowiekiem. Mój syn jest młodszy od Pana o rok. Jak by go Pan zachęcił do napisania własnej książki? Opowiadania pisuje, ale nie publikuje.

"Bardzo młody" to bardzo relatywne stwierdzenie ;) Jest mnóstwo ludzi, którzy są ode mnie o wiele młodsi, a osiągnęli w swoim życiu o wiele więcej, niż ja kiedykolwiek zdołam. Jeśli Pani syn już pisuje, to świetnie! Połowa sukcesu.
Powiedziałbym mu to samo, co ja usłyszałem wiele lat temu w nieco innym kontekście, ale było dostatecznie brutalne, żeby mi przewrócić światopogląd - Jeśli robimy coś tylko dla siebie, to nie ma to absolutnie żadnego znaczenia dla świata. No bo kogo to obchodzi, że w naszej szufladzie leży stos manuskryptów, skoro nikt ich na oczy nie widział? Jeśli myślimy poważnie o czymkolwiek, to musimy wystawić to na światło dzienne i zadbać o to, żeby było dostatecznie dobre. Przygotować się na krytykę, utwardzić dupsko, ale pokazać światu to, co robimy i cały czas się rozwijać. Dzielić się naszą pasją z innymi, dopiero wtedy ma to jakikolwiek sens.
No chyba, że nie myślimy o tym poważnie; wtedy śmiało można odkładać do szuflady kolejne, zapisane strony ;)

3. Zakładając, że Niebo istnieje, co chciałby Pan usłyszeć od Boga u bram Raju? (ze względu na młody wiek, proszę wysilić wyobraźnię).


Bez względu na wiek, relacja z Bogiem jest bardzo indywidualną i intymną kwestią; moja ma bardzo ironiczną naturę, więc chciałbym tylko od Niego usłyszeć, że nie schrzaniłem sprawy. Że to całe moje życie jednak było coś warte ;)

Ula J.
1. Gdyby mógł Pan ujrzeć na półce w księgarni swoja wymarzoną, niepowtarzalną i wyjątkową książkę, o której to przeczytani zawsze Pan marzył, to jak brzmiałby jej tytuł i o czym ona by opowiadała:)?


Wystarczy mi, żeby Hiromu Arakawa wydała "Full Metal Alchemist" w formie książkowej, trzymając się fabuły pierwszej serii animowanej. Naprawdę. Nie proszę o wiele ;)

mam namyszy
1. Moja miłość do słodkości jest doprawdy nierozerwalna. Gdy się złoszczę- sięgam po słodycze, jestem szczęśliwy- sięgam po słodycze. A gdyby dziwnym trafem zamienił się Pan w "coś słodkiego", co by to było? Jakie miałby Pan nadzienie?

Hahahaha, takiego pytania się nie spodziewałem. Ale odpowiedź jest prosta; byłbym ulubioną czekoladą mojej Narzeczonej - Dużą Milką z toffie i orzechami ;)

2. Staje Pan oko w oko z postacią z Pana książki: "Kobieta roześmiała się, odsłaniając tak dobrze znany mi z moich sennych mar przegniły język i wybrakowane uzębienie. Śmiech zdawał się wydobywać gdzieś ze ścian, a nie z wnętrza upiora.". Co Pan robi? Jakie wywołałoby to u Pana uczucia?

Naprawdę nie wiem - mam na tyle popapraną wyobraźnię, że opisując te sceny niemal czułem przegniłą dłoń na ramieniu.
Ale w sumie, co tu dużo mówić - pewnie zszedłbym na zawał ;)

3. Natrafiłem ostatnio na bardzo ciekawy cytat Phila Bosmans'a, który aż zmusza człowieka do kontemplacji. "Czas to nie dro­ga szyb­kiego ruchu po­między kołyską a gro­bem, czas - to miej­sce na za­par­ko­wanie pod słońcem". Jak rozumie Pan te słowa?

Nie ma tu zbyt wiele do rozumienia. W skrócie - zwolnij, człowieku ;)

kwiatusia
1. Proszę nam zdradzić Pana przepis na napisanie dobrego, mocnego thrillera. :) Co w trakcie pisania było dla Pana najłatwiejsze, a co najtrudniejsze? Czy pojawiał się brak weny twórczej; problemy ze znalezieniem wydawcy? I czy miał Pan wpływ na wybór okładki do książki?


Jak najmniej snu, jak najwięcej chorej wyobraźni. Żartuję - nie mam pojęcia ;) Napisałem z pewnością mocny thriller, jednak czy dobry, okaże się jak dostatecznie dużo ludzi go oceni.
W trakcie pisania, o ironio, najłatwiej było tworzyć te najbardziej popaprane sceny. Opisywanie snów głównego bohatera, nocnych mar, wizyt zjaw... to było cudownie naturalne. O wiele trudniej było opisać te wszystkie pospolite rzeczy w taki sposób, żeby czytelnik (a przedtem i ja!) nie umarł z nudów. Brak weny pojawiał się notorycznie, ale jest to zupełnie normalne; wena ma to do siebie, że pojawia się niewspółmiernie rzadko w stosunku do ciężkiej pracy, ale kiedy już spłynie... rozsiewa prawdziwe czary. O wydawcy i okładce było już wcześniej, odsyłam więc do poprzednich pytań.

2. Czy po wydaniu książki Pana życie się zmieniło? Jakie są plusy i minusy bycia autorem?

Plusy i minusy... niewątpliwym plusem jest sam fakt, że coś osiągnąłem. Że w końcu mam jakiś punkt definiujący w życiu. A minusy? Jak na razie największym (obok pobłażliwych spojrzeń niektórych znajomych) jest brak stabilizacji. Pisanie nie jest zajęciem, które daje jakiekolwiek uczucie pewności jutra, a skoro postanowiłem, że chcę dążyć do tego, żeby uczynić z pisania sposób na życie... cóż, może być ciężko.

3. Czy pisze Pan teraz kolejną powieść? Jeśli tak, to proszę nam zdradzić o czym ona będzie?

Pracuję w tej chwili nad szkicem kolejnej powieści. Mogę zdradzić tylko tyle, że jest ona drastycznie różna od Fanaberii. Już teraz rysuje się jako wielowątkowa opowieść, z wieloma motywami i tropami. Co z tego wyjdzie? Dowiem się, kiedy napiszę ostatnie zdanie ;)

Zosia Samosia :)

1. Którzy pisarze są dla Pana inspiracją?


Zdecydowanie Stephen King jest moim numerem 1. Zarówno jego twórczość jak i życiorys są niezwykle inspirujące, a samo ich wspomnienie pcha mnie do przodu.

2. Do dziś pamiętam zapach ... ?

Stuletnich organ, przy których spędziłem spory kawałek życia ;)

3. Gdyby wiedział Pan, że ma przed sobą tylko jeden dzień życia, jakby go Pan spędził i co by robił w tych ostatnich minutach? Oprócz spędzenia czasu z najbliższymi bo tego pragnie każdy z nas.

Przeczytałbym Władcę Pierścieni po raz enty. Poszedłbym nad morze. A siedząc z najbliższymi, grałbym im na gitarze. Oczywiście pod warunkiem, że chcieliby słuchać ;)

Anna
1. Czy lubi się Pan "bać?


Ja? Ależ skąd, to paskudne uczucie, zwłaszcza jak ma się tak chorą wyobraźnię!
Nie mam za to nic przeciwko wzbudzaniu tego uczucia u innych... ;)

2.Jakie "fanaberie" towarzyszą Panu w codziennym życiu?

Odpowiedź na to pytanie padła wcześniej.  

Edyta Chmura
1. Kiedy "Aspirujący pisarz" staje się "pełnoprawnym pisarzem? Od czego to zależy - ilości wydanych książek, opinii czytelników czy jakiegoś wewnętrznego przeświadczenia?

Myślę, że po trochu od wszystkiego. Ciężko myśleć mi o sobie per "pisarz", podczas gdy w dorobku mam tylko jedną opublikowaną książkę i kilka opowiadań. Rozbija się to gdzieś o wewnętrzne przeświadczenie, że używając wobec siebie słowa "pisarz" stawiam się na jednej półce z ludźmi, do których nie śmiem się przyrównać. A kiedy to się zmieni? Może kiedy wydam już kilka książek, które (daj Boże!) zyskają powszechną aprobatę. Do tego czasu pozostanę "aspirującym" pisarzem. Aspirującym, by zawsze pisać lepiej. No i nie będę musiał szukać nowej domeny dla strony internetowej ;p

2. Czy podczas pisania potrzebna Panu cisza i samotność czy gdzieś w tle słuchał Pan ulubionej muzyki? Choć do mrocznego thrillera pasuje jakieś mocniejsze brzmienie, a nie delikatne dźwięki :)


Też tak myślałem na początku - skoro piszę mroczny thriller, to najlepszym tłem będą ostre, rockowe zespoły, czyli muzyka, której słucham na co dzień. Okazało się, że byłem w kompletnym błędzie. Pisałem głównie nocami, więc taka muzyka kłóciłaby się ze spokojem i ciszą tej pory.
Niemal całość "Fanaberii" napisałem w towarzystwie płyty "Comfort & Happiness", Dawida Podsiadło. To naprawdę cudowny longplay, który gorąco każdemu polecam.

3. Decyzję o wydaniu książki podjął Pan sam czy za namową rodziny/przyjaciół?


Podjąłem ją sam. Ku zdziwieniu rodziny ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję serdecznie Łukaszowi Kotkowskiemu za poświęcenie swojego czasuoraz za udzielenie nam niezwykle interesującego wywiadu. 

Składam także gorące podziękowania wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie i zadali pytania. ♥

Nagrodę w postaci książki "Fanaberia'' otrzymują:

nieidentyczna
Edyta Chmura

 
Gratuluje zwycięzcom i pozdrawiam!!! 

Cyrysia

Pogotowie duchowe

$
0
0


Pracownia naprawiania życia
Valérie Tong Cuong

 
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 253
Data premiery: 23.09.2014 r.
Ocena: 4/6









      Życia nie da się przewidzieć. Czasem los wystawia nas na próbę i każe zmierzyć się z wyzwaniem ponad siły. W takiej trudnej sytuacji znaleźli się główni bohaterowie książki ''Pracownia naprawiania życia'' Valérie Tong Cuong.

Millie to młoda sekretarka bez stałego zatrudnienia. Nie ma żadnych przyjaciół, nie utrzymuje żadnych kontaktów z rodziną. Pewnej nocy w kamiennicy, w której zamieszkuje wybucha pożar. Przerażona dziewczyna ucieka przed płomieniami skacząc z okna. Cudem wychodzi z tego bez szwanku, choć prawdopodobnie doznaje amnezji.
Pan Mike, dezerter z wojska, obecnie mieszka na ulicy. Któregoś ranka niespodziewanie zostaje napadnięty i brutalnie pobity. W ciężkim stanie trafia do szpitala. Na szczęście lekarzom udaje się go uratować.
Mariette jest nauczycielką w gimnazjum. Od dłuższego czasu przeżywa kryzys małżeński i zawodowy. Mąż i uczniowie sterują nią niczym bezwolną marionetką zamieniając jej życie w piekło. Po kolejnej prowokacji kobieta traci panowanie nad sobą i posuwa się za o krok daleko. W zaistniałej sytuacji wpływowy mąż wysyła ją na terapię do psychiatry.

Tych troje życiowych rozbitków odwiedza Jean Hart, mężczyzna prowadzący organizacje charytatywną ''Pracownia'', która zajmuje się osobami przeżywającymi poważne trudności. Czy dzięki jego wsparciu Mike, Mariette i Millie odzyskają wiarę w siebie, w swoją pracę i w swoją przyszłość? A może ta znajomość przyniesie więcej szkody niż pożytku?

Valérie Tong Cuong studiowała literaturę i nauki polityczne. Przez jakiś czas pracowała w public relations i była wokalistką w pop-rockowym zespole. Pisze powieści, opowiadania oraz scenariusze telewizyjne i filmowe. Jej ''Pracownia naprawiania życia'' we Francji i w wielu krajach stała się bestsellerem i została uhonorowana wieloma nagrodami, m.in. Nagrodą Optymizmu.

Nie spodziewałam się tak ujmującej, przenikliwej lektury. W ciągu kilku chwil zostałam wciągnięta w wir nieprzewidywalnych zdarzeń z udziałem kilku bohaterów, których losy wzajemnie na siebie wpływają, łączą się, przeplatają. Rozdziały ukazane są naprzemiennie z perspektywy Mike, Mariette i Millie, dzięki czemu możemy lepiej poznać ich myśli, uczucia, słabości i wewnętrzne rozterki dotyczące sytuacji, w jakiej obecnie się znajdują. Rozczarowani sobą i własnym życiem szczęśliwym zbiegiem okoliczności spotykają Jeana, niezwykłego człowieka, który dotychczas odmienił na lepsze życie wielu ludzi. Jednak nie wszystko okazuje się takie idylliczne. Każdy ma jakieś swoje tajemnice. Także Jean posiada swojego trupa w szafie, swój ukryty motyw, ciężki krzyż, który dźwiga w milczeniu. Całym sobą  poświęca się wykonywaniu pracy, która tak naprawdę stanowi przykrywkę, ucieczkę od własnych demonów. Jakich? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Autorka stworzyła niebanalną historię. Dotychczas nie spotkałam organizacji działającej na podobnych zasadach, co Pracownia. To instytucja, która daje schronienie, spokój i czas. Pomaga potrzebującej osobie załatwić wszelkie sprawy urzędowe, udziela wsparcia psychologicznego, a nawet jeśli zachodzi taka potrzeba-także materialnego. Uczy widzieć siebie takimi, jacy naprawdę jesteśmy, bez zniekształceń, (które narzuca otoczenie bądź dotychczasowe doświadczenia) oraz pokazuje jak cieszyć się każdą chwilą. Mimo wszystko nie ma nic za darmo. Mamy łańcuch wzajemnych powiązań, często zaskakujących i nieprzewidywalnych. Valérie Tong Cuong uświadamia jak ważna jest solidarność przeciw fatalizmowi, dążenie do prawdy i sprawiedliwości. W piękny i mądry sposób przedstawia budowaną pomiędzy bohaterami przyjaźń, która prowadzi do wzruszającego punktu końcowego. To cenna lekcja ucząca pokory, dojrzałości i człowieczeństwa.

Książka napisana jest prostym językiem, pełnym ciepła. Akcja toczy się miarowo i nie nuży, chociaż rozkręca się dopiero pod sam koniec. Bohaterowie są całkiem wyraziści, łatwo zapadają w pamięć. Niemniej jednak zabrakło mi empatii zarówno między nimi, jak i postać-czytelnik. Zakończenie jest nieprzewidywalne, aczkolwiek oszczędne w słowach. W ogólnym rozrachunku to mądra, interesująca powieść, choć do pełnej świetności trochę jej brakuje. Uważam, że wiele wątków można by było lepiej rozwinąć, a także dodać więcej uczuć i emocji.

Wszystkim zainteresowanym polecam ''Pracownię naprawiania życia''. Ta książka przywraca wiarę w ludzkość. Pokazuje, że mimo naszych własnych słabości i grzechów każdy z nas ma szansę odrodzić się na nowo oraz uświadamia, że nie należy uciekać od własnych demonów. Trzeba nauczyć się z nimi żyć bądź spróbować zostawić je daleko w tyle patrząc na jasną i dobrą stronę życia. Krótko mówiąc, ciekawa lektura z przesłaniem.

***
Wydawnictwo Amber

Przetrwać, aby żyć...

$
0
0

Powód by oddychać
Rebecca Donovan

 
Seria: Oddechy #1
Oryginalny tytuł: Reason to Breathe
Wydawnictwo: Feeria young
Data premiery:24.09.2014
Stron: 496
Ocena: 5+/6







    Zjawisko przemocy domowej dla wielu osób nadal stanowi temat tabu, problem, który dotyczy tylko wybranych grup społecznych. Z kolei ofiary nękania wstydzą lub boją się przyznać, że są prześladowane. Czy istnieje jakiś sposób by przestać cierpieć w ukryciu? A może nie ma wyjścia z tej chorej sytuacji?

Szesnastoletnia Emma Thomas na pozór wiedzie idealne życie. Mieszka z wujem George i ciotką Carol oraz dwójką ich dzieci. Jest wzorową uczennicą odnoszącą najlepsze wyniki w nauce i w sporcie. Jednak pod tą fasadą kryje się prawdziwe piekło. Niezrównoważona ciotka często bez żadnego uzasadnienia szydzi z niej, rzuca obelgami i bije. Sponiewierana Emma z nadzieją odlicza dni, kiedy będzie mogła wyjechać na studia. Tymczasem skutecznie wtapia się w tło ukrywając pod ubraniem wszelkie blizny i siniaki. Pewnego dnia w szkole pojawia się nowy uczeń, Evan Matthew. Zaintrygowanym skrytą, introwertyczną dziewczyną postanawia poznać ją bliżej.

''Nikt nie chciał się specjalnie ze mną zadawać, więc trzymałam się z boku. Tak miało być bezpieczniej i łatwiej. Jak do tego doszło, że Evan Matthews z dnia na dzień wywrócił mój stabilny świat?''

Nastolatka początkowo próbuje trzymać Evana na dystans, ale serce nie sługa. Co z tego dalej wyniknie? Czy Emma uwolni się z więzów przemocy i poniżenia i zawalczy o swoją wolność, spokój ducha i miłość?

Brakuje mi słów, żeby opisać moje wrażenia po lekturze ''Powód by oddychać'', pierwszej z trzech części serii ''Oddechy''. Rebecca Donovan podjęła się niełatwego tematu. Przemoc domowa zawsze wywołuje wiele kontrowersji. Podobnie było i w tym przypadku. Ze łzami w oczach, ale nie z bólu, tylko z bezsilności śledziłam dramatyczne perypetie nastoletniej Emmy. Jej ciotka nieustannie znęcała się nad nią, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Niejeden psychopata mógłby brać z niej przykład. Potrafiła zranić nożem, oparzyć rozgrzanym naczyniem, uderzyć kijem bejsbolowym lub brutalnie popchnąć na szklane drzwi. Mimo to dziewczyna cierpliwie i w milczeniu znosiła wszelkie tortury, ponieważ nie chciała zostać wyklęta przez społeczeństwo jako ofiara przemocy, jak również z uwagi na dobro swoich małoletnich kuzynów (w stosunku do nich Carol odnosiła się nadzwyczaj życzliwie i z miłością).

''Moim sposobem na życie było trzymanie nerwów na wodzy, dławienie w sobie emocji i ich wypieranie''.

Po części rozumiałam jej uzasadnienie, aczkolwiek nie rozgrzesza to ją z biernej postawy. Autorka niezwykle obrazowo ukazała moment konfrontacji ciotki z Emmą. Niemal sama czułam strach i przerażenie przed kolejnym wybuchem agresji Carol. Nie rozumiem, skąd w tej kobiecie tyle nienawiści, jadu i braku współczucia. Najbardziej denerwował mnie jednak wujek George. Doskonale wiedział, co się dzieje wokół, mimo to nie kiwnął nawet palcem, aby załagodzić bądź zmienić tę sytuację. Jego ciche przyzwolenie, brak protestu na działanie ''sprawcy'' wołało o pomstę do nieba. Sekret Emmy poznała także jej najlepsza przyjaciółka Sara oraz Evan. Ale chociaż wiedzieli o jej domowym koszmarze, nie zrobili nic, żeby uciąć tę gehennę. Ten aspekt nieco mnie zirytował. Miałam nadzieję, że pisarka pokaże mi, jak wyciągnąć pomocną dłoń do ofiary przemocy w rodzinie, tymczasem nie szczędzi swojej bohaterce cierpień i nie daje nadziei na poprawę sytuacji. Szkoda że tak wyszło, bo straciła nieco w moich oczach.

źr.
Najbardziej w książce spodobał mi się wątek miłosny głównych bohaterów. Rozkwitające powoli między nimi uczucie było takie naturalne, niewymuszone i prawdziwe. Z powodu swojego mrocznego sekretu Emma początkowo wzbraniała się przed adoracją Evana. Niemniej z czasem z odkryła, że tęskni za jego obecnością. Dzięki niemu zaczęła odczuwać prawdziwy smak życia. Bardzo podobały mi się szarmanckie maniery Matthewa. Wiernie towarzyszył jej na każdym kroku i czuwał nad jej dobrym samopoczuciem. Krótko mówiąc- gentlemanem w każdym calu. Pomimo tego na tym idealnym obrazie pojawi się jedna ''rysa'', która zakłóci ich szczęściu. Kto to taki? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Pochłaniałam tę powieść jak ulubiony deser. Całość napisana jest prostym i przejrzystym językiem, bez zbędnych frazesów czy udziwnień. Akcja płynie spokojnie i miarowo niczym nizinna rzeka, choć nie obywa się bez niespodzianek. Z krwi i kości są także bohaterowie. Zdarza im się tracić głowę, postępować nierozsądnie, wręcz autodestrukcyjnie, mimo to w zależności od sytuacji budzą sympatię, współczucie lub zaufanie. Natomiast mega szokujące zakończenie dosłownie wbiło mnie w fotel. Pozostaje mi żywić nadzieję, że na drugi tom nie będę musiała czekać zbyt długo.

To niezwykła, przejmująca, chwytająca za serce i gardło historia młodej dziewczyny będącej ofiarą przemocy fizycznej i emocjonalnej. To również opowieść o próbie prowadzenia normalnego życia i nieoczekiwanej miłości, która goi rany, zalecza blizny, daje ukojenie i popycha do walki o to, by… oddychać. Gorąco polecam!

*** 
Trailerksiążkiklik 
Wydawnictwo Feeria.

Kochaj i ciesz się życiem

$
0
0

Żyjmy wiecznie!
Adrian Saddler

 
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 566
Ocena: 5-/6









     Literatura erotyczna wciąż przeżywa swoje pięć minut. Cieszy mnie to ogromnie, gdyż gustuje w tym gatunku. Tym razem mój wybór padł na ''Żyjmy wiecznie!'', literacki debiut Adriana Saddlera. Jaka historia kryje się za tytułowym przesłaniem? Zapraszam do przeczytania moich wrażeń.

Główny bohater, Adrian Saddler jest zwyczajnym, niewyróżniającym się z tłumu inżynierem. Pewnego dnia firma, w której pracuje wysyła go do Francji na szkolenie. Los sprawia, że wkrótce na jego drodze pojawia się piękna, zmysłowa, władcza Luzia. Mężczyzna zafascynowany jej urodą, czarem i osobowością stawia wszystko na jedną kartę i podąża za swoją wybranką serca. Jakie będą konsekwencje tego czynu?

Nie potrafię w odpowiedni sposób opisać swoich emocji po przeczytaniu tej książki. Z jednej strony jestem zachwycona ciekawym, innowacyjnym pomysłem, a z drugiej trochę przytłoczona i znużona monotonną akcją. Na początek kilka słów o samym autorze. Z zawodu inżynier, absolwent mechaniki i budowy maszyn, z zamiłowania muzyk, pisarz, fotograf i podróżnik. Na co dzień przedsiębiorca i projektant, budowniczy łodzi i jachtów. Pasjonat brytyjskiego rock’n’rolla i czarnego bluesa rodem z Delty Missisipi. Gitarzysta zespołów Parafraza, Wszystkie Wschody Słońca i Larwy Polarne, z którymi publikował nagrania na kilkunastu płytach w latach 1995–2014. Z ostatnim zespołem regularnie koncertuje. Propagator idei „chcieć to móc!”. Kibic piłkarski, mąż, ojciec, patriota. Jak widać jego życiorys jest niezwykle barwny i imponujący.

Długo czytałam tę ponad 500-stronicową powieść. Ale nie dlatego, że była taka nudna i szara. Historia Adriana wymaga całkowitego skupienia uwagi. Nasz bohater odbywa swoją życiową podróż na różnych płaszczyznach czasoprzestrzeni i niekiedy ciężko ogarnąć jego zagmatwane eskapady. Mimo to jakoś dawałam radę. Jest to ogromna zasługa autora, który ma prawdziwy dar opowiadania. Drobiazgowo, barwnie i realistycznie opisuje wszystkie odwiedzane przez Adriana miejsca. Szczególnie znajomość topografii Francji robi wrażenie. Czułam się, jakbym osobiście spacerowała po ulicach Paryża, odwiedzając między innymi filharmonię, gdzie jak zahipnotyzowana chłonęłam materię dźwiękową. Widać, że pisarz kocha muzykę, ma wyrobiony, wytrawny gust. Dzięki temu jego powieść jest bardziej uduchowiona.

Na początku nie mogłam przyzwyczaić się do stylu pisania Saddlera. Posługuje się niezwykle barwnym, kwiecistym, metaforycznym językiem, czasem przesadnie wyszukanym.

 ''Poczułem dłonie na policzkach. Gładziła mnie delikatnie. Przesuwała palcami po podbródku i szyi. Chłonąłem dotyk, jak pustynia chłonie wodę. Łaknąłem każdego muśnięcia niczym kropli życiodajnego płynu. Po chwili ująłem ją w pasie i pochylając się, musnąłem ustami. Jej wargi były delikatne, przypominały owoce w malinowym chruśniaku. Zasługiwały na szczególne traktowanie. Byłem motylem czerpiącym nektar z kwiatostanu. Skrzydła duszy wachlowały nas nami, wprawiając powietrze w drżenie, a ona, trzymając mnie za głowę tuliła do siebie jak największy skarb''.

Osobiście wolę jasny i prosty przekaz, niemniej ogólnie nie było tak źle. Jestem za to zachwycona opisami scen intymnych. Są to ujęcia nadzwyczaj mocne, odważne, wyuzdane, zmysłowe, ocierające się niekiedy o wulgaryzm. Podoba mi się taki różnorodny obraz doznań cielesnych, bowiem przedstawia nie tylko dziką żądzę i perwersję, ale także namiętność, czułość, oddanie i bliskość.

Główny bohater to prawdziwy esteta, znawca urody damskiej, a także koneser muzyki i znakomity kochanek. Szczególnie zdumiało mnie jego uwielbienie do kobiecych stóp. Ale nie tylko erotyczne ekscesy Adriana są godne zainteresowania. Podszytą przerażeniem fascynacją śledziłam jego podróże astralne oraz tajemnicze sny, które okazały się wyprawą w głąb siebie. Dzięki temu znalazł odpowiedzi na wiele pytań egzystencjalnych: Jak żyć?, Co w życiu wybrać?, Ku czemu zmierzać?, Jakim być człowiekiem?, Jak być szczęśliwym? etc.

Sama akcja rozwija się powoli, nieśpiesznie, w rytmie życia. Jednak spirala niespodziewanych zdarzeń sprawia, że nie ma poczucia stagnacji, nudy i zastoju. Mimo to brakowało mi jakiegoś spektakularnego elementu napięcia i zaskoczenia. Na szczęście w tle przewija się cała plejada wyrazistych postaci drugoplanowych, z których każda ma coś niezwykłego do zaoferowania. Ujęła mnie przede wszystkim historia pewnego Japończyka, która w brutalny sposób uświadamia, że czasami miłość ma charakter destrukcyjny, niszczący osobowość człowieka.

W ogólnym rozrachunku to bardzo dobra lektura. Ma w sobie to coś, co przyciąga uwagę i magnetyzuje. Przedstawia życie jakim jest, bez żadnych obsłonek, upiększeń i retuszu, a równocześnie zabiera Nas w bogaty, fascynujący świat symboli, pierwotnych instynktów, władzy, miłości, bezgranicznego oddania, ludzkich problemów oraz dominacji i uległości seksualnej. Pokazuje jak podążać za swoim powołaniem oraz jak walczyć o własne marzenia. Na pozór niby zwyczajny erotyk, ale z przekazem i z możliwością poszukiwania ukrytych wiadomości pomiędzy wierszami. Serdecznie polecam wszystkim zainteresowanym.

***
Fan Page A. Saddlera: klik

Wywiad z Weroniką Wierzchowską

$
0
0

Mała Pisareczka
1. Kim chciała pani zostać, jak była dzieckiem i dlaczego?

Naukowcem i fotografem jednocześnie. A to dlatego, że ojciec zabierał mnie do ciemni, która znajdowała się przy laboratorium, w fabryce, w której pracował. Widok pań w białych fartuchach i zapach chemikaliów zapadły mi w pamięć chyba na zawsze.

2. Miasta czy wieś? - jaki typ życia bardziej pani odpowiada?

Zależy od humoru. Kiedy jest chęć na spokój i ciszę, to jestem wiejską dziołchą. Kiedy trzeba dmuchać do najbliższego sklepu trzy kilometry, zimą nie dojechała odśnieżarka i wyłączyli prąd, zamieniam się w mieszczucha i tęsknię za cywilizacją.

Joanna Stoczko 
1. Oglądając pewien film, zauważyłam na ścianie restauracji jednego z głównych bohaterów tekst: „Nigdy nie pozwól, by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry”. Zgadza się Pani z tą myślą? Gdy postanowiła Pani napisać, a następnie wydać swoją książkę, to dosięgły Panią w którymś momencie wątpliwości typu: „książka się nie przyjmie”, „skrytykują ją” itp.?

Każdy autor boi się porażki, konfrontacji z gustami czytelników i bezlitosnym rynkiem. Tylko przekonani o własnej wielkości grafomani nie pękają i bez drgnięcia powieki ślą w świat swoje dzieła. Obawy zatem zawsze są. Krytyki jakoś panicznie się nie boję, może jestem jednak grafomanką? Przygotowałam się, że mogę dostać lanie od niezadowolonej czytelniczki, przecież nie ma takiego co by wszystkim dogodził i napisał dzieło podobające się każdemu. Wątpliwości są zdrowe, pozwalają nie popaść w zbytnią pychę, ale nie powinno się im ulegać i pozwolić sparaliżować.

2. „Nikt nie może uciec przed własnym sercem. Dlatego już lepiej słuchać, co ono mówi. Aby żaden niespodziewany cios nigdy cię nie dosięgnął”- możemy przeczytać w „Alchemiku” Paula Coelho. W pracy i w życiu prywatnym częściej słucha Pani serca, czy jednak rozumu? Co w Pani przypadku jest bardziej zawodne?

W pracy działa wyłącznie rozum, serce zostawiam w domu. Ono jest przeznaczone wyłącznie dla bliskich. Co jest bardziej zawodne? U mnie? Kiedy mi się to miesza i próbuję problem inżynieryjny rozwiązać intuicyjnie, zamiast ruszyć łepetyną albo odwrotnie, kiedy nazbyt logicznie rozważam własne uczucia względem partnera. Jakby było nad czym się zastanawiać!

3. Co jest dla Pani ważniejsze- iść czy dojść? Co czuła Pani w chwili pisania kolejnych stron książki? Jakie uczucia (być może ze sobą sprzeczne) Pani towarzyszyły, gdy ją Pani skończyła?


Dla mnie liczy się osiągnięcie celu, droga do niego jest mniej istotna. Pisząc kolejne strony żyłam tworzoną historią, to ważne, by autor dał się porwać temu co pisze. A gdy skończyłam, czułam właściwie wyłącznie niepokój. Żadnej radości, euforii, ulgi, szczęścia. Wyłącznie niepokój. Nie wiedziałam, czy historia sztymuje. Autor nie jest w stanie ocenić własnej opowieści. Bałam się żeby te kilka miesięcy roboty nie skończyło w koszu. Dlatego, kiedy redaktor z wydawnictwa zadzwonił do mnie i powiedział, że nie mógł się oderwać i urwał cztery godziny snu, by dokończyć czytanie, mało co nie nasikałam w majty z ulgi. Okazało się, że historia gra jak należy ;-)

Kasia Jabłońska 
1. Czy jest jakaś epoka historyczna, w której najchętniej umieszcza Pani swoich bohaterów i która najbardziej Panią inspiruje? 

Mam słabość do XIX wieku, ale ten jest nie lubiany przez polskich czytelników. Kojarzy się im chyba niezbyt radośnie i porywająco, z dziełami Żeromskiego, Reymonta, Orzeszkowej, Konopnickiej. Historia nas wtedy nie rozpieszczała, co narzuca ponure tło dla opowieści z tamtych czasów. Mnie natomiast niezwykle inspiruje tamten klimat – damy w krynolinach,  gentlemani w lśniących mundurach, belle epoque, romantyzm i szalone zrywy narodowe.

2. Jaki jest Pani przepis na tak niesamowitą przemianę, jaką jest zrzucenie 30 kg?

Trzeba wezwać na pomoc dobre wróżki, które schowają przed nami czekoladę i wędliny, a podrzucą warzywa i owoce. Dobrze, żeby potrafiły solidnie kopać w tyłek i zmusić delikwentkę do wysiłku.

3. Czy ma Pani jakąś swoją ulubioną bohaterkę książkową?

Daenerys, z Sagi Lodu i Ognia, Martina. Kibicuję jej i zazdroszczę smoków i samozaparcia w drodze do celu. Smoki rozwiązałby nie jeden problem ;-)

martucha180 
1. Zapewne ma Pani przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?

Nie zabawiam się z Weną, jest zbyt płocha i niestała. Ma, dziwka, humory i potrafi przychodzić w najmniej odpowiednich chwilach lub opuścić człowieka wtedy, kiedy jej potrzebuje. Niech ją piekło pochłonie!
Ignoruję ją i piszę przy pomocy Dyscypliny i Samozaparcia. Na tych wróżkach można bardziej polegać.

2. Czym jest dla Pani SŁOWO?

Narzędzie do wyrażania myśli i snucia opowieści. Poza tym rzadko przemawiam WIELKIMI LITERAMI dlatego raczej korzystam ze zwykłych, prozaicznych słów. SŁÓW używają raczej TWÓRCY LITERATURY, PISARZE i ARTYŚCI. Ja jestem jedynie autorką powieści obyczajowych ;-)

3. Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pani wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Pani talent literacki czy wręcz przeciwnie?

Wręcz przeciwnie <płonie rumieńcem>.
Tylko nauczycielka rosyjskiego chwaliła mnie za zwięzłość i konkretność. Polonistki tłukły mnie słownikami po łbie za bazgranie, ortografy, interpunkcję i gramatykę. Ich nie interesowały same opowieści tylko ich językowa poprawność. A z tym był przez długi czas kłopot.
   
mam namyszy 
1. Moja miłość do słodkości jest doprawdy nierozerwalna. Gdy się złoszczę- sięgam po słodycze, jestem szczęśliwy- sięgam po słodycze. A gdyby dziwnym trafem zamieniła się Pani w "coś słodkiego", co by to było? Jakie miałaby Pani nadzienie?

Ha! Dobre pytanie!
Byłabym gorzką czekoladą z kryształkami soli (jadłam kiedyś taką, to było to!). Miała w sobie i słodkość i gorycz i chrupała w zębach kryształkami, które eksplodowały strzałami słoności. Czyli wszystkiego po trochu. Żeby nie było nudno.

2. Nasz byt to ciągła gonitwa za nieubłaganym losem. Jedni ścigają marzenia, drudzy łapią w siatkę życia motyle nadziei, gnając na oślep, zaś inni ciągle poszukują własnego kawałka ziemi. Wciąż szukamy siebie, wciąż wychodzimy za granice. Jaki jest Pani cel? Czego Pani szuka? Jak ważne są dla Pani obiekty naszych starań?

Motyle nadziei w siatce życia? Muszę to sobie zanotować… Skąd to wziąłeś, chłopaku?
Szukam sposobu na przetrwanie odgrywając różne role. Raz jestem naukowcem, raz kurą domową, chwilę później autorką powieści, inżynierem, babą nachodzącą biblioteki i tak dalej i dalej. Celu nie mam, odbijam się od barier potencjału jak elektron wędrujący po swoim orbitalu. Jest niby gdzieś na nim, ale gdzie i kiedy, nigdy nie wiadomo. Zmierza przed siebie jako fala prawdopodobieństwa, właściwie nie wiadomo po co i jako kto – cząstka, czy energia. Po prostu jest gdzieś tam i robi swoje.

3. Natrafiłem ostatnio na bardzo ciekawy cytat Phila Bosmans'a, który aż zmusza człowieka do kontemplacji. "Czas to nie dro­ga szyb­kiego ruchu po­między kołyską a gro­bem, czas - to miej­sce na za­par­ko­wanie pod słońcem". Jak rozumie Pani te słowa?

Phil za dużo pije. Czas nie jest miejscem tylko czwartym wymiarem rzeczywistości. Żyjemy w trzy wymiarowej przestrzeni, którą uzupełnia czas. Płyniemy w jego strumieniu i tyle. OK, wiem, że to metafora i że chodzi w niej o to, że człowiek powinien wykorzystać dany mu czas na szukanie szczęścia, a nie pierdoły, bo zmarnuje życie. Ale jestem babą z technicznym wykształceniem i twardo stąpam po ziemi. Trudno wykrzesać ze mnie natchnione strofy i poetyckie życiowe mądrości.

nieidentyczna 
1. Wielu ludzi obecnie stwierdza, że rzadko czyta książki. Są wśród nich i tacy, którzy w ciągu roku nie przeczytają ani jednej. Jak Pan i myśli, czy możliwe jest pełnowymiarowe i pełnowartościowe życie bez literatury? Czy istnieje jej jakiś dobry zamiennik?

Znam wiele osób, które nie czytają zupełnie nic i żyją w pełni szczęśliwie. Niektórzy po prostu nie potrzebują tego typu rozrywki, innych ona zwyczajnie męczy. Czytanie przecież wymaga wysiłku i jest absorbujące. Myślę, że to ma związek z budową mózgu. Osoby pozbawione w nim ośrodka przyjemności związanego z czytaniem są w pewien sposób kalekie i trzeba im zwyczajnie współczuć. Dobrze jest je przytulić i pocieszyć, dać czekolady. Wiele więcej nie da się zrobić.
Czy ich życie jest pełnowartościowe? Pewnie tak. Natura zwykle uzupełnia braki dając coś w zamian. Osoby nieczytate mają z pewnością rozwinięte inne zmysły. Zamienniki znajdują sobie same.

2. Jaką zasadą kieruje się Pani podczas pracy twórczej –pisania? 

Nie przynudzać, nie wymądrzać się, nie moralizować. Zapewnić czytelnikowi rozrywkę. Dobrą, nie obrażającą jego inteligencji. Amen.

3. Proszę dokończyć: „Dobry pisarz to…” 

Najlepiej przystojny brunet wieczorową porą, inteligentny i szarmancki. O, taki były dobry! Przynajmniej dla mnie.

Monika Piotrowska-Wegner 
1. Gdyby znalazła się Pani na bezludnej wyspie, to jaką książkę chciałaby Pani mieć ze sobą i dlaczego akurat tę?

Chemię organiczną, Morisona i Boyda. Jest w niej opisane z grubsza jak zrobić z byle czego wszystkie potrzebne do godnego życia substancje.

2. Pomysł na książkę "Szukaj mnie", to według mnie strzał w dziesiątkę. Na pewno znajdzie się na listach książek do przeczytania wielu czytelników. A moje pytanie brzmi: skąd pomysł na taki pomysł, żeby teraźniejszość przepleść z tak odległą przeszłością? Czy może w Pani rodzinie ktoś natknął się na zapomniany list lub pamiętnik?

Niestety nie, a szkoda, bo uwielbiam stare pamiętniki, listy, nawet dokumenty. Pomysł, by wymieszać dwie epoki, narodził się z powodu przekonania o niechęci czytelniczek do XIX wieku. Pomyślałam, że jednak spróbuję im sprzedać opowieść z tej epoki, ale w taki sposób, by tego zbyt drastycznie nie odczuły. I tak pojawiła się myśl, że należy połączyć dawny romans ze współczesną obyczajówką.

3. Zakładając, że Niebo istnieje, co chciałaby Pani usłyszeć od Boga u bram Raju?

Byłaś grzeczną dziewczynką, Werka. A teraz masz, to twój apartament na resztę wieczności. Na wprost nieskończona biblioteka, po lewej bufet w którym nie istnieją kalorie, a po prawej salon masażu. Dobrej zabawy!

Elenkaa _ 
1. Uwielbiam połączenie współczesności z tajemnicza historią z dawnych czasów! Moim ulubionym okresem jest I poł. XX wieku. A które lata Panią ciekawią najbardziej?

Lubię przełom XVIII i XIX wieku, czyli czasy napoleońskie, potem klimaty wiktoriańskie i nasz, polski XIX wiek właściwie w całości. Fascynuje mnie także starożytny Rzym, a ostatnio również wczesne średniowiecze skandynawskie, czyli epoka wikingów. Najbardziej mnie przeraża II wojna i stalinizm i o tym okresie nie chciałabym pisać.

2. Moim marzeniem jest wydanie własnej książki i ujrzenie jej w sprzedaży...Co Pani czuła widząc swoją pierwszą książkę na półce w księgarni?

Uderzenie gorąca i kołatanie serca. Chyba mi ciśnienie skoczyło, ale radość to przysłoniła. Dlatego o mało nie zaczęłam piszczeć i tupać, niewiele brakowało i były skandal w Empiku ;-)
Trzymam kciuki za powodzenie i życzę, by Twoje marzenie się szybko spełniło.

3. Bardziej podoba się Pani życie na wsi, czy w mieście?

Odpowiedź na początku wywiadu.

izabela81 
1. Czy chciałaby Pani (podobnie jak Julia z "Szukaj mnie") podjąć wyzwanie i udać się w fascynującą podróż w dawne czasy, poznając swoje korzenie?

Uuu, pewnie! O przodkach znam tylko podstawowe informacje i najdalej kilka pokoleń wstecz. Trafił się prapradziadek powstaniec, prababka Austriaczka, ale poza tym właściwie nic o nich nie wiem. Fajnie byłby ich poznać bliżej. Taką szansę dałam Juli.

2. W "Szukaj mnie" bardzo starannie, z dbałością o detale odtworzyła Pani zabytkową architekturę Warszawy i okolic. Czy jakoś szczególnie Pani się do tego przygotowywała, jak to wyglądało?

Architektura i topografia miasta ma znaczenie drugorzędne, dużo na ich temat łatwo znaleźć w sieci, nawet na Wikipedii (choć znalazłam tam błąd, o który potem wykłócałam się z redaktorem). Mnie bardziej ciekawili ludzie i to jak żyli w dawnych czasach. Dlatego pilnie przestudiowałam wszystkie książki Stanisława Milewskiego i zbiorki pamiętnikarskie. Polecam np. „Kuferek Kasydy” – wybór z pamiętników XIX kobiet z różnych warstw społecznych. Można tam niejako z pierwszej ręki wyczytać, jak wtedy żyły dziewczyny.

3. Co skłoniło Panią do przerwania kariery jako chemiczki w wielkiej korporacji i zamieszkania na wsi?

Życie! Złożyło się kilka czynników, na koniec dostałam kopniaka w dupę od korporacyjnego systemu i sama poleciałam jak wystrzelona z procy. Wylądowałam na wiosce i gotowe.

Katarzyna K
1. Niestety, ale nie miałam okazji jeszcze przeczytać Pani książki. Jak zachęciłaby mnie Pani, w jednym zdaniu, do sięgnięcia po "Szukaj mnie"?

Look into my eyes, look into my eyes, the eyes, the eyes, not aroud the eyes, look into my eyes, a teraz udaj się do księgarni i kup moją książkę, a potem czytaj ją, czytaj, czytaj, zrobisz to gdy policzę do trzech i klasnę w dłonie, raz, dwa, trzy! <klask>

2. Czy wydarzenia opisane w powieści, choć w małym stopniu, wydarzyły się naprawdę?

Nie. O znaczy tak, niektóre życiorysy są zaczerpnięte z prawdziwych, ale o tym sza!

3. Pytanie raczej prywatne, a nie dotyczące powieści :) : Jak Pani tego dokonała i pozbyła się tylu kilogramów!!? Przy okazji, gratuluję :)


Amputowałam sobie obie nogi.
Żartuję, oczywiście. Tak naprawdę złożyłam ofiarę demonom, które odessały mi nadmiar tłuszczu. Wystarczy narysować pentagram, wziąć czarną kurę i…

zielonomi
1. Każdy z pisarzy ma swój warsztat pracy, ceremoniał pracy nad książką (obowiązkowo kubek z kawą/muzyka w tle/grobowa cisza/określona pora i ilość godzin itp.). Jaki jest Pani? Jak Pni organizuje sobie swój pisarski świat?

Piszę kiedy mam czas. Zdarzało się, że w hałasie i z ludźmi łażącymi mi za plecami i gadającymi. Wyrobiłam sobie umiejętność wyłączenia się i nie reagowania na bodźce i przeszkadzajki. Dochodzi do tego, że potrafię prowadzić rozmowę, pisząc jednocześnie. Potem z rozmowy nie pamiętam ani słowa.
Druga sprawa, to że staram się być systematyczna i siadać do pisania, czy się chce, czy nie. Ktoś mądry powiedział, że robota autora to nie jest sprint na krótki dystans, ale zadanie dla maratończyka. I miał rację.

2. Jak to jest pewnego dnia otworzyć okno i ujrzeć nową przestrzeń - nie miejską a wiejską? Jakie uczucia wtedy w Pani dominowały? Jak to jest zacząć wszystko od nowa w zupełnie innym klimacie?

Przyznam, że nie stało się to z dnia na dzień. Nie było jak w filmie ;-) Przeżyłam jednak swoje i zmiana była mi cholernie potrzebna. Wszystko jedno na co, byle skończyć z tym co dotychczas i zacząć wszystko od nowa. Czułem więc przede wszystkim ulgę i lekkość. Jakby te 30 kilo spadło ze mnie ot tak. Ten stan utrzymywał się długo, trwa chyba do dziś.

Sylwka S. 
1. Każda z nas zawsze marzyła o księciu z bajki, przystojnym z poczuciem humoru. Jaki typ mężczyzn się dla Pani podobał jak była Pani nastolatką?

To było tak dawno, że już nie pamiętam. Z pewnością podobał mi się Tomek Wilmowski, bohater cyklu powieściowego Szklarskiego. Był taki dzielny i tak wierny wobec swojej Sally. Słodziutki, aż do przesady.

2. Wspomnienie z dzieciństwa, który pamięta Pani do dziś?

Przejazd na trasie Kutno-Włocławek pociągiem napędzanym przez prawdziwą lokomotywę, używaną wtedy jeszcze przez PKP na mniej uczęszczanych trasach. Tak, jestem tak stara, że pamiętam parowozy…

3. Każdy ma w życiu sytuacje, z których jest dumny lub odwrotnie. Co najbardziej szalonego zrobiła Pani w swoim życiu, a co chciałaby zrobić?

Weszłam z przyjaciółkami na koncert i na backstage (do pokoju artystów) podając się za reporterkę. Miałyśmy po 18 lat, byłyśmy wyposażone w kamerę i aparat z wielkim flaszem. Do tego przeprowadziłyśmy z pełną powagą wywiady z kapelami. W mojej skali szaloności był to mocny wyczyn. Co chciałabym zrobić kopniętego? Zagrać wikinga w filmie historycznym. Faceta z toporem.

Zosia Samosia :) 
1.  Którzy pisarze są dla Pani inspiracją? 

Ci, którzy aktualnie mi się podobają. A zmienia się to dość płynnie, nie mogę więc podać nazwisk, ani nawet gatunku literackiego.

2. Do dziś pamiętam zapach ... ?


Pirydyny. W laboratorium, w czasie uczniowskich praktyk. Nie można zapomnieć chwili, gdy pierwszy raz powącha się to świństwo. Ma kopa. Od razu powoduje wymiotne skurcze.

3. Gdyby wiedziała Pani, że ma przed sobą tylko jeden dzień życia, jakby go Pani spędziła i co by robiła w tych ostatnich minutach? Oprócz spędzenia czasu z najbliższymi bo tego pragnie każdy z nas.
 

Zosiu, co też Ci chodzi po głowie? Skąd takie mroczne pomysły, dziewczyno? Lepiej skupić się na sprawach miłych, szkoda czasu na umieranie. Nie myślę o śmierci i rzeczach ostatecznych, to nieprzyjemne i przykre. Po co się zadręczać? Ja nie będę tego robiła, nawet w ostach minutach przed śmiercią. Najwyżej sobie zanucę Always Look on the Bright Side of Life.

Ciasteczkowa 
1. Czy był w Pani życiu jakiś szczególny okres do którego bardzo chętnie by Pani powróciła?

Pewnie. Młodość, czas studiów, zabawy i beztroski. Czym bardziej się oddala tym chętniej bym do niego wróciła. Pierwsze lata w pracy. Też jeszcze byłam młodziutką i wesołą trzpiotką. Fajnie było, chcę jeszcze. Szkoda, że to niemożliwe.

2. Czy w dzieciństwie miała Pani jakieś pasje? Proszę o nich opowiedzieć.

Książki. Jako jedyna na podwórku, co było trochę deprymujące. Jeździłyśmy z przyjaciółkami w weekendy do Warszawy na targowiska (nie było jeszcze centrów handlowych, a w sklepach właściwie same pustki). Przyjaciółki wydawały kieszonkowe na ciuchy i płyty (winylowe, przywiezione przez handlarzy z zachodu), a je kupowałam książki. Czasem były to pirackie tłumaczenia odbite na powielaczu i zszyte chałupniczą robotą. Taki był wtedy dostęp do literatury popularnej, a pasja książkowa wymagała poświęceń ;-)

3. Co jako chemiczka myśli Pani o zwiększaniu arsenału nuklearnego przez światowe mocarstwa?

Jako chemiczka nic nie mam do powiedzenia, bo broń nuklearna nie ma z chemią nic wspólnego. To produkt fizyków, a nawet możemy uściślić – fizyków jądrowych. Jedyne oświadczenie, jakie mogę wydać, to że mi się to zupełnie nie podoba.

Edyta Chmura 
1. „Prawie całe zło świata wywodzi się z faktu, że ktoś się czegoś boi.” – tak mówiła Valancy w „Błękitnym zamku” Lucy Maud Montgomery. Zgadza się Pani z tą opinią? Czego Pani boi się najbardziej?

Ciekawy cytat, ale nie czuję się kompetentna, by wypowiadać się w sprawie całego zła na świecie. To mnie przerasta. Ja najbardziej boję się inwazji obcych i tego, że zachoruję na chorobę nowotworową. Nie wydaje mi się, że swoimi lękami mogłabym komuś zaszkodzić lub wywołać jakieś zło, ale kto wie?

2. "Szukaj mnie" - bardzo intrygujący tytuł :) Czego Pani szuka w życiu, a może już Pani odnalazł to wszystko, co potrzebuje do szczęścia?

Chyba tak. Nie wiem czego mi jeszcze potrzeba. Raczej niczego wzniosłego i górnolotnego, jestem prostą, przyziemną babą. Właśnie mi prąd wyłączyli i jego mi aktualnie potrzeba. Musiałam zapalić lampę naftową, bo nie widzę klawiatury. W takich momentach docenia się uroki cywilizacji i postępu technicznego. O, cholera, niech włączą zanim mi się rozmrozi zamrażarka! Uroki mieszkania na wsi, kurza morda! Trochę odbiegłam od pytania, mam nadzieję, że się nie gniewasz.

3. Dużo się mówi o tym, że coraz mniej osób sięga po książki, że pisarze polscy nie radzą sobie z zagraniczną „konkurencją” (mam na myśli znane nazwiska pisarzy z innych państw), że nie warto zajmować się pisaniem, bo to czasochłonne i niedochodowe zajęcie. Jaki jest, w Pani odczuciu, polski rynek wydawniczy? Czy trudno było Pani znaleźć wydawcę książki?

Trudno nie było. Trzeba trochę szczęścia i cierpliwości i wydawcę zawsze się znajdzie. Aha, trzeba jeszcze napisać powieść rokującą powodzenie, taką w którą wydawca będzie chciał zainwestować. Potem już leci z górki.
Pisanie jest czasochłonne i trudne, nie gwarantuje też finansowego sukcesu. To zajęcie dla pasjonatów, uparciuchów lub wariatów. Najlepiej, by autor łączył w sobie wszystkie te cechy.
Rynek wydawniczy przechodzi przeobrażenie. Wszedł VAT na książki, czytelnictwo rzęzi, a książki są nagminnie kradzione na Chomiku. Z drugiej strony rozwija się gałąź ebookowa i ponoć coś drgnęło ze sprzedażą ogólnie. Rynek otrząsa się właśnie ze straszliwej zapaści, która pogrzebała wiele księgarni i nie jedno wydawnictwo. Co z tego wyniknie zobaczymy.
Czy warto zajmować się pisaniem, nie odpowiem. Jeśli ktoś nastawia się na szybki zysk, niech lepiej odpuści. Jeśli ktoś czuje, że ma iskrę bożą do opowiadania historii i to po prostu lubi, niech pisze ile wlezie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję serdecznie Weronice Wierzchowskiej za poświęcenie swojego czasuoraz za udzielenie nam niezwykle interesującego wywiadu. 

Składam także gorące podziękowania wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie i zadali pytania.

Nagrodę w postaci książki "Szukaj mnie'' otrzymuje:

Kasia Jabłońska 

Gratuluje zwycięzcom i pozdrawiam!!! 

Cyrysia

Obudzić tajemnice

$
0
0

Mara Dyer. Tajemnica
Michelle Hodkin


Wydawnictwo: Ya! , Wrzesień 2014
Liczba stron: 480
Ocena: 6-/6










''Każdy kryje w sobie tajemnicę, wystarczy ją obudzić''.

Pewnego dnia szesnastoletnia Mara Dyer budzi się ze śpiączki w szpitalu, nie pamiętając jak się tu znalazła. Dopiero najbliższa rodzina uświadamia ją, że cudem wyszła z nieczynnego budynku szpitala psychiatrycznego, który nie wiadomo dlaczego runął niespodziewanie. Niestety jej najbliżsi przyjaciele: Rachel, Claire i Jude, nie mieli tyle szczęścia. Załamana dziewczyna usiłuje w przebłyskach pamięci odgadnąć, co robiła w środku nocy w tak niebezpiecznym miejscu, lecz bezskutecznie. Nie mogąc znieść poczucia winy przeprowadza się z całą rodziną kilkaset kilometrów dalej, do Miami, gdzie zamierza zacząć wszystko od nowa. Ale wbrew założeniom, nie jest to takie proste. Marę zaczynają nawiedzać dziwne, niepokojące sny, widzi swoich zmarłych przyjaciół, ma kłopoty z pamięcią i przerażające halucynacje. Jakby tego było mało, w nowej szkole już od pierwszych dni zyskuje sobie wrogów, zwłaszcza wśród uczniów płci żeńskiej. Powodem tego stanu rzeczy jest Noah Shaw, przystojny, arogancki, seksowny chłopak, który koniecznie chce poznać ją bliżej. Co z tego dalej wyniknie? Kim tak naprawdę jest Mara? Czy jej amnezja okaże się błogosławieństwem, czy też przekleństwem?

Wiedziałam i intuicyjnie czułam, że ta książka pochłonie mnie bez reszty. Aż dziw bierze, że to debiut Michelle Hodkin. Autorka urodziła się i wychowała na Florydzie, skończyła liceum w Nowym Jorku i studiowała prawo w Michigan. Prawnicze doświadczenie nabyte w czasie pracy w tym zawodzie pomogło jej w pisaniu niniejszej historii (szczegóły: klik). Wracając do sedna sprawy, nie spodziewałam się, że będę aż tak zachwycona! Nie jest to kolejne, typowe Young Adult. Osobiście zaszufladkowałabym do kategorii thriller psychologiczny, horror w wersji light bądź paranormal romance. Jedno jest pewne, pierwsza część trylogii z Marą Dyer jest mroczna, urocza, niesamowita i enigmatyczna w każdym calu.

Fabuła od samego początku aż do wstrząsającego zakończenia trzyma w napięciu i ''więzi'' uwagę czytelnika. Obfituje w niecodzienne, zaskakujące epizody, które niekiedy mrożą krew w żyłach. Autorka znakomicie żongluje wątkami niczym zawodowy kuglarz. Cała historia prezentuje się jak rozrzucone puzzle, które trzeba dopiero poskładać. Oprócz bieżących zdarzeń gdzieniegdzie pojawiają się niespodziewanie przeskoki czasowe i retrospekcje z tragicznej nocy. Wszystko to idealnie ze sobą współgra i tworzy spójną całość. Chłonęłam każde słowo, zdanie, rozdział jak narkotyk i ciągle było mi mało. Urzekł mnie niepokojący klimat książki oraz wszechobecna mroczna, tajemnicza atmosfera zagrożenia, od której można dostać ciarek na plecach.

Bohaterowie zostali doskonale wykreowani, są wyraziści i wiarygodni, a ich zachowanie często bardzo nieprzewidywalne. Jak każdy człowiek posiadają wady, zalety i niedoskonałości. Osobiście bardzo polubiłam Marę i Noah’a. To nietypowa para o wyjątkowych zdolnościach.

źr.
Ona jest odważną, temperamentną, śmiałą, pyskatą, ironiczną, wrażliwą, niezależną buntowniczką, która potrafi walczyć o swoje. Balansuje na krawędzi koszmaru i pamięci, niezdolna rozstrzygnąć, co jest czym. Czy rzeczywiście cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD), a może to coś zupełnie innego? Zdradzę jedynie, Mara posiada pewien śmiertelnie niebezpieczny defekt. Jaki? Tego musicie dowiedzieć się sami. Z kolei Noah, chciałoby się rzec: chłopak idealny. Mega przystojny, obrzydliwie bogaty, niezwykle inteligentny, z sarkastycznym poczuciem humoru i z wianuszkiem zakochanych adoratorek. Schematyczny aż do bólu. Nic bardziej mylnego! Za tą fasadą kryje się szokujący sekret, który przedstawia go w zupełnie innym świetle. Krótko napiszę tylko, czekają Was nie lada atrakcje.


źr.
Wątek miłosny nie jest banalny ani przesłodzony. Został zrealizowany całkiem swobodnie, naturalnie, bez taniego sentymentalizmu czy uczuciowej huśtawki. Plus jest taki, że nie ma tu kolejnego trójkąta miłosnego, ani spirali rozstań i powrotów. Jest tylko Noah wpatrzony w Marę niczym w obrazek. Ale ich związek to "coś więcej", niż tylko wzajemna fascynacja. Oboje są jak yin i yang, jak trucizna i lekarstwo. Razem stanowią iście wybuchową mieszankę.
'
''Mara Dyer. Tajemnica'' natychmiast zawładnęła moim umysłem. Rewelacyjna powieść, bez dwóch zdań. Bardzo podobał mi się styl i język Michelle Hodkin- lekki, obrazowy, dynamiczny, a akcja jest na tyle żwawa, że ciężko się od niej oderwać. Z kolei zakończenie poraziło mnie swoją nieprzewidywalnością i niedopowiedzeniem. Wprost nie mogę doczekać się kontynuacji.

Ta książka skradła moje serce i idealnie wpasowała się w mój literacki gust. Znalazłam tutaj, to co lubię najbardziej – miłość, zazdrość, humor, tajemnicze zdolności, przerażające incydenty, a także wszechobecny nastrój grozy. Czego chcieć więcej? Krótko mówiąc bardzo dobry, wciągający thriller psychologiczno-paranormalny z przesłaniem, pokazującym, że pozory bywają jednak bardzo mylne. Koniecznie musicie przeczytać. Emocje i satysfakcja gwarantowane.

***
Zwiastun książki: klik

Pokręcona doskonałość

$
0
0

Przypadkowe szczęście
Abbi Glines


Cykl: Rosemary Beach, Ideał (tom 5)
tytuł oryginału: Twisted Perfection
wydawnictwo: Pascal
data wydania: 10 września 2014
liczba stron: 320

Ocena: 5/6






      O seksie bez zobowiązań jawnie bądź skrycie marzy wielu mężczyzn i kobiet. Wydaje się to być dobra alternatywa dla osób, którzy np. tęsknią za kontaktem z drugim człowiekiem, pragną rozładować swoją seksualność albo nie chcą lub nie mogą stworzyć pełnej relacji z partnerem. Jednak każdy kontakt seksualny wiąże się z ogromnymi emocjami, których nie da się ominąć. W podobnej sytuacji znaleźli się główni bohaterowie książki ''Przypadkowe szczęście'' Abbi Glines.

Pewnego dnia na stacji benzynowej niedaleko Rosemary, Woods Kerrington poznaje śliczną, seksowną Della Sloane. Już od pierwszych chwil iskrzy między nimi aż miło. Spotkanie kończy się gorącym seksem bez zobowiązań. Kilka miesięcy później za namową znajomego Della zgłasza się do pracy klubie golfowym. Jakże wielkie jest jej zdziwienie, gdy wychodzi na jaw, że jej przyszły szef to Woods, bogaty syn właściciela klubu, niedawny kochanek. W zaistniałych okolicznościach oboje próbują trzymać się od siebie z daleka, tym bardziej, że żadne z nich nie jest tak naprawdę wolne. Ale serce nie sługa, nie wybiera sobie ani właściciela, ani miłości. Jak dalej potoczą się losy tych dwojga? Czy uda im się stłumić swoje uczucia?

Bardzo lubię twórczość  Abbi Glines. Dotychczas poznałam już trzy książki autorki: "O krok za daleko", "Spróbujmy jeszcze raz" i "Zacznijmy od nowa", gdzie głównymi bohaterami byli Rush i Blair, zaś Woods gdzieniegdzie przemykał się niepostrzeżenie. "Przypadkowe szczęście"  jest piątym tomem serii Rosemary Beach. Czwarta część przedstawiająca historię z punktu widzenia Rusha, nie została wydana w Polsce, ale może się to kiedyś zmieni?

Spędziłam przy tej lekturze wiele ekscytujących chwil. Podobnie jak w poprzednich częściach cyklu, mamy do czynienia z atrakcyjną i operatywną dziewczyną z pogmatwaną przeszłością oraz młodym, przystojnym bawidamkiem. Pojawia się także i czarny charakter, który nieco namiesza w życiu bohaterów. Sama fabuła, jak widać, nie jest odkrywcza, a schematyczna i mało oryginalna. Mimo to jestem nią zafascynowana. Autorka zaserwowała mi sporą dawkę uczuć, namiętności, szaleństwa, miłości i cierpienia.

Początek zaczyna się bardzo gorąco od wspólnej nocy Woodsa i Delli. Potem każde idzie w swoją stronę. On, od najmłodszych lat wychowywany na przyszłego właściciela klubu golfowego za namową ojca musi oświadczyć się Angelinie, aby stworzyć jedno silne rodzinne imperium. Ona, zmagająca się z własnymi demonami i bolesną przeszłością próbuje rozszerzać swoje horyzonty, poznawać świat i czerpać z życia pełnymi garściami.  Z bólem serca i nutą goryczy obserwowałam ich perypetie. Nie mogłam zrozumieć jak można wbrew sobie podporządkować się woli rodziców, którzy wcale nie pragnęli dobra swojego syna, a jedynie zależało im na pomnożenie majątku. Na szczęście Woods miał w pamięci bezwarunkową miłość swoich dziadków, dzięki temu w porę zrozumiał, co tak naprawdę liczy się w życiu. Ale czy to wystarczy, by stworzyć poważny związek z Dellą? A może kiedy pozna jej mroczną przeszłość ucieknie gdzie pieprz rośnie? Dziewczyna na pozór wydaje się być silna i niezależna. W rzeczywistości  jest krucha i delikatna. Autorka naznaczyła ją piętnem tragedii i samotności. Przez wiele lat była zamknięta w czterech ścianach z chorą psychicznie matką, która na każdym kroku biła ją, straszyła i szykanowała. Ale to nie koniec nieszczęść. Coś znacznie gorszego jest przyczyną ataków paniki i nocnych koszmarów sennych. Taki bagaż doświadczeń zdaje się być nie do udźwignięcia.  Ale z drugiej strony ''człowieka można złamać, ale nie pokonać''.

---
Od pierwszej chwili polubiłam duet głównych bohaterów. To wyraziste, charakterystyczne osobowości. Mają zarówno wady jak i zalety, ale pragną jak każdy człowiek kochać i być kochanym. Moją sympatię szczególnie zdobył Woods. Na początku miałam ochotę porządnie zdzielić mu przez głowę, gdy zamierzał ślepo poddać się rozkazom swojego ojca. Ale w końcu uświadomił sobie, czego tak naprawdę pragnie i ku czemu dąży. Do tej pory liczyła się zabawa, kasa i panienki, lecz pod wpływem Delii jego pojmowanie miłości oraz system wartości uległy znacznej modyfikacji. Podobała mi się również jego zaborczość. Niekiedy zachowywał się niczym rasowy jaskiniowiec, ale to było na swój specyficzny sposób urocze.

Nie brak też perfidnej intrygi mającej na celu pozbycia się Delli z bogatego świata Woodsa. Ten aspekt boleśnie uświadamia, jak wielka jest siła pieniądza. Kto ma pieniądze ten może praktycznie wszystko, nawet bezkarnie decydować o czyimś losie i wolności. Zachowanie Kerringtonów jest tego najlepszym dowodem. Pozbawieni wszelkich hamulców i skrupułów moralnych byli w stanie uknuć wstrętny spisek, byle tylko osiągnąć swój cel. Tylko jakim kosztem? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Podoba mi się styl autorki: prosty, przejrzysty, bez bogactwa ozdobników czy różnorodnych środków wyrazu. Tempo akcji jest dosyć dynamiczne, cały czas coś się dzieje. Jednak najlepsze są opisy scen erotycznych: odważne, zmysłowe, pieprzne i dzikie. Jest ich bardzo dużo, ale nie czułam przesytu. Przeciwnie. Uważam, że  zostały należycie i zgrabnie wkomponowane w fabułę. Z kolei zakończenie lekko mnie zdumiało. Jestem bardzo ciekawa, jak pisarka poprowadzi dalsze losy Woodsa i Delli. Wprost nie mogę się doczekać kontynuacji.

Serdecznie zachęcam do tej lektury fanów Abbi Glines jak również wszystkich miłośników gatunku New Adult oraz czytelników szukających lekkiej, wciągającej rozrywki okraszonej nutką erotyzmu i pikanterii. Myślę, że nie będziecie rozczarowani.


***
Wydawnictwo Pascal.

Książki kontra życie

$
0
0

KSIĘGARNIA SPEŁNIONYCH MARZEŃ
Katarina Bivald 

 
tytuł oryginalny: Läsarna i Broken Wheel rekommenderar
Ilość stron: 460
Data premiery: 12 listopad 2014
Wydawnictwo: Amber
Ocena: 5/6








     Czy świat literatury jest lepszy od współczesnej rzeczywistości? Spróbujemy się tego dowiedzieć na przykładzie powieści ''Księgarnia spełnionych marzeń'' Katariny Bivald.

Dwudziestoośmioletnia Sara Lindqvist mieszkająca w Szwecji traci etat w księgarni, gdzie pracowała od czasów szkolnych. W zaistniałej sytuacji korzysta z zaproszenia 65-letniej Amy Harris z Broken Wheel w stanie Iowa, z którą przez dwa lata pisała listy, wymieniała się książkami, refleksjami o literaturze i różnymi przeżyciami z dnia codziennego. Jednak kiedy Sara dociera do miasteczka okazuje się, że Amy nie żyje, a pogrzeb jest w trakcie. Zagubiona i zdezorientowana dziewczyna nie wie, co dalej zrobić, ale ekscentryczni mieszkańcy Broken Wheel podejmują decyzje za nią. Zgodnie z wcześniejszym planem powinna zamieszkać w domu Amy. Mimo początkowych obaw Sara przyjmuje gościnną ofertę. Wkrótce otwiera małą księgarnię. Niestety wielkimi krokami zbliża się koniec ważności jej dwumiesięcznej wizy. Młoda Szwedka musi wracać do domu, lecz nowi przyjaciele wpadają na zwariowany, iście szatański plan, który namiesza w życiu kilku osób. Co to będzie? Przekonajcie się sami.

Katarina Bivald, jako nastolatka pracowała na niepełnym etacie w księgarni. Dziś mieszka w Älta z siostrą i tyloma regałami książek, ile może pomieścić. Jeszcze nie zdecydowała, czy woli książki, czy ludzi. ''Księgarnia spełnionych marzeń'' to jej powieściowy debiut i natychmiastowy bestseller w Szwecji, w ciągu miesiąca kupiony przez 16 prestiżowych światowych wydawców.

Bije od tej książki jakiś nieuchwytny blask i ciepło. Fabuła niby zwyczajna, mimo to nakreślona z rozmachem. Mamy skromną, szarą myszkę, która kocha literaturę ponad wszystko oraz Amy, jej bratnią duszę. Obie od wielu lat utrzymują listowny kontakt wymieniając się własnymi spostrzeżeniami, przemyśleniami dotyczącymi książek, ich autorów itp. Przez ten czas bardzo zbliżyły się do siebie, co zaowocowało piękną przyjaźnią. Dlatego kiedy Sara straciła pracę chętnie skorzystała z zaproszenia swojej przyjaciółki. Nie spodziewała się jednak, że zamiast radosnego spotkania trafi na pogrzeb. Mimo to mieszkańcy Brooke Wheel przyjmują ją z otwartymi ramionami i z sercem na dłoni. Urzekło mnie ich ciepło, otwartość i chęć niesienia bezinteresownej pomocy. Poczułam się niemal jak w domu, jak wśród swoich. Ze wzruszeniem śledziłam wszelkie troski i problemy każdego z nich oraz cieszyłam się z ich małych sukcesów i radości. Pojawienie się Sary obudziło uśpione potrzeby miasta. Wreszcie zaczęli tak naprawdę żyć a nie tylko istnieć.

Spędziłam wiele miłych chwil przy tej lekturze. Napisana jest z niezwykłą swadą i lekkością stylu, ale jednocześnie wnikliwie i głęboko. Między poszczególnymi rozdziałami wpleciono listy Amy, z których można dowiedzieć się czegoś więcej o niej samej oraz poznać wszelkie sekrety mieszkańców miasteczka. Akcja obfituje w wiele zwrotów i emocjonujących wydarzeń. Mamy też szereg bohaterów o różnych osobowościach i zainteresowaniach. Jest również subtelny wątek miłosny, który prawie niezauważalnie wtapia się w fabułę. Oprócz tego będziemy świadkami zabawnego spisku, który wywoła sporo zamieszania i absurdalnych sytuacji. Nie brak też wielu odniesień do znanych i lubianych powieści oraz pisarzy (Dick Francis, Agatha Christine, Terry Pratchett, John Grisham, Camilla Lackberg, Liza Marklund etc.).

To niezwykle mądra, urzekająca, lekko żartobliwa, zarazem bardzo filmowa powieść o przyjaźni, potrzebie bycia kochanym, tęsknocie za prawdziwą rodziną, poszukiwaniu swojej drugiej połówki i własnego miejsca na ziemi, a przede wszystkim znakomita historia o miłości do książek i tkwiących w nich wartościach. W piękny, błyskotliwy sposób uświadamia, że ''życie pełne jest szczęśliwych zakończeń. Tylko nie wolno ich przegapić''. Zapraszam wszystkich zainteresowanych. Moim zdaniem naprawdę warto.
***
Wydawnictwo Amber

Wola przetrwania

$
0
0

Zła krew (Half Bad)
Sally Green


Data wydania:  10 wrzesień 2014
Wydawca: GW Foksal/ Uroboros
Gatunek: YA, paranormal
Seria: Złota krew #1
Ilość stron: 320
Ocena: 5+/6







     Wola przetrwania nie zna granic. Posiada tak ogromną moc i siłę, że nic ją nie zatrzyma, ani chłód, ani upał, ani brak wody czy jedzenia. Wszak co nas nie zabije, to nas wzmocni. Główny bohater książki ''Zła krew'' Sally Green jest najlepszym dowodem na potwierdzenie tych słów.

Współczesna Anglia. Świat magii podzielony jest na dwie części: biel, gdzie żyją dobrzy czarodzieje i czarodziejki oraz czerń, w której znajdują się źli czarownicy i czarownice. Wszelkie układy i koneksje między nimi są zabronione. Nastoletni Natan jest półkodem (w połowie czarny, w połowie biały), dzieckiem nieżyjącej już czarodziejki i najpotężniejszego czarownika, zarazem okrutnego mordercę ściganego przez Radę Białej Magii. Obecnie mieszka z babcią i przyrodnim rodzeństwem. Co roku w dniu swoich urodzin zgodnie z uchwałą Rady Białej Magii poddawany jest ocenie swoich nadprzyrodzonych umiejętności, które jak dotąd skutecznie ukrywa. W końcu Rada zamyka chłopca w klatce i poddaje różnorodnym cielesnym i psychicznym torturom, żeby poznać jego moce. Rozpoczyna się desperacka walka o przeżycie. Natan planuje uciec z tego piekła i odnaleźć ojca, który zgodnie z tradycją w dniu jego siedemnastych urodzin powinien przekazać synowi trzy dary. Tylko w taki sposób stanie się pełnoprawnym czarownikiem. Jeśli nie zdąży na czas... umrze.

Początkowo jakoś niechętnie podchodziłam do tej książki, ponieważ ogólnie rzecz ujmując nie przepadam za fantastyką, w której dominują wiedźmy, czarodzieje itp. Mimo to trochę wbrew sobie postanowiłam czym prędzej zapoznać się z tą lekturą i zobaczyć, czy mnie pozytywnie zaskoczy. Nie bez znaczenia jest fakt, że jeszcze przed premierą książka została przetłumaczona na 47 języków (rekord Guinnessa). Debiut autorki i od razu duży sukces.

Pomysł na fabułę uważam za całkiem oryginalny i trafiony. Rozpoczynamy mocnym akcentem. Uwięziony Natan podejmuje dramatyczną próbę ucieczki, która kończy się krwawym fiaskiem. Następnie przenosimy się do czasów jego dzieciństwa, gdzie, jako mały chłopiec próbuje zaakceptować swój potępieńczy los. Niestety nie ma lekko, nie tylko zewsząd jest narażony na obelgi i fizyczne ataki, ale również ze strony Jessiki, najstarszej przyrodniej siostry spotyka go wiele przykrości. Jedynie babcia oraz Arran i Debora, pozostałe przyrodnie rodzeństwo utrzymują z nim ciepłe relacje. Z bólem serca śledziłam ogrom krzywd, jakich doznawał od białych czarodziei. Niejednokrotnie był bity, kopany i cięty nożem. Wstrzymałam oddech czytając to wszystko.

żr.
Autorka znakomicie potrafi grać na uczuciach czytelnika dostarczając wielu emocji i wrażeń. Nie raz i nie dwa gorzko płakałam nad biednym mieszańcem. Uwięziony w klatce dzielnie znosił proces niekończących się tortur. A przecież nie był niczemu winien, mimo to musiał pokutować za grzechy swojego ojca. Jednak nie uległ, nie poddał się im. Miał niesamowitą wolę walki i przetrwania. W dalszej części powieści, akcja skupia się na ucieczce chłopaka. I tu zaczyna się  najlepsza część ''przedstawienia''. Podróżujący w ukryciu Natan uparcie szuka sposobu, aby odnaleźć ojca lub kogokolwiek innego, kto mógłby w dniu jego siedemnastych urodzin przekazać trzy dary. Na swojej drodze spotyka zarówno przyjazne jak i wrogie postacie. Z każdym dniem zbliża się coraz bardziej do celu swej wędrówki, ale czy zakończy się ona sukcesem?

Polubiłam głównego bohatera i łatwo współodczuwałam jego emocje. Pisarka świetnie wykreowała jego osobność. Uruchomiła i rozkręciła na maksymalne obroty mój opiekuńczy instynkt względem zaszczutego nastolatka. Minus daje jednak za drugoplanowe postacie. Wypadają zwyczajnie blado i nijako, po prostu istnieją tylko na papierze. Natomiast burzę emocji wywołała we mnie ''kolorystyczna kategoria'' czarodziei i czarodziejki, która w gruncie rzeczy stanowi fałszywą etykietkę. Uważali się za lepszych od swoich wrogów, a w rzeczywistości cechuje ich znacznie większa brutalność i okrucieństwo. Oczywiście istnieją tutaj pewne wyjątki np. Annalise, przyjaciółka Natana, która choć była czystej rasy czarodziejką, to jednak utrzymywali ze sobą serdeczne stosunki.

Pani Green ma lekkie pióro, co łatwo dostrzec, ponieważ książkę czyta się niezwykle płynnie, swobodnie i z zaangażowaniem. Pierwszoosobowa narracja prowadzona jest z punktu widzenia Natana, dzięki czemu tworzy wrażenie autentyczności. Akcja rozwija się całkiem dynamicznie, nie ma większych przestojów. Dodatkowym atutem jest subtelnie zarysowany wątek romantyczny. Co prawda trochę go mało, ale mam nadzieję, że w drugim tomie będzie wymieszany w większych proporcjach. Z kolei zakończenie stanowi emocjonujący przedsmak kontynuacji. Coś czuje, że będzie się działo!

''Zła krew'' to przejmująca powieść o heroicznej walce o siebie i swoją wolność oraz o zmaganiach z własną tożsamością i z ludzkimi uprzedzeniami. Budzi niespokojne poruszenie i skłania do zadumy nad pojęciem obiektywnego dobra i zła. Krótko mówiąc - pozycja godna uwagi!


***
Zwiastun książki: klik

Zabawa w kotka i myszkę

$
0
0

Niemoralna gra
Jolanta Kosowska


Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: ok. 334
Data premiery: październik / listopad
Ocena: 5/6









   Niebawem nakładem Wydawnictwa Novae Res ukaże się najnowsza powieść Jolanty Kosowskiej zatytułowana "Niemoralna gra" . Zaintrygował mnie tytuł książki, toteż ochoczo zabrałam się za czytanie. Czy jestem usatysfakcjonowana? Zapraszam do poznania moich wrażeń.

Konrad Adamczyk jest nauczycielem etyki. Pewnego dnia dyżuruje za kolegę w studenckim telefonie zaufania. Początkowo nie dzieje się nic, lecz pod koniec ktoś nieoczekiwanie dzwoni. Anonimowa rozmówczyni daje ewidentnie do zrozumienia, że ma dosyć swojego bezsensownego życia i w pół słowa urywa rozmowę telefoniczną. Zaskoczony mężczyzna zamierza odnaleźć potencjalną samobójczynię. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Wkrótce odkrywa, że ktoś bawi się z nim w kotka i myszkę, po przez kolejne głuche telefony złośliwie testuje jego odporność psychiczną.

''Zabawa była wredna i idiotyczna, sadystyczna i niemoralna…''


O co w tym wszystkim chodzi? Czy telefon od tajemniczej dziewczyny był tylko niesmacznym żartem, czy prawdziwym wołaniem o pomoc?

Jolanta Kosowska, z zawodu lekarka, nauczycielka nagrodzona za nowatorskie programy edukacyjne dla lekarzy, od paru lat mieszka i pracuje w Dreźnie. Swój czas dzieli pomiędzy pracę zawodową, podróże i pisanie książek. Zadebiutowała powieścią obyczajową "Niepamięć", następnie ukazał się ''Deja vu''.

Fabuła już od pierwszych stron ''więzi'' uwagę czytelnika. Mamy głównego bohatera, nauczyciela etyki, którego życiowe poglądy całkowicie rozmijają się z zasadami wykonywanego zawodu. Nie szanuje swojej pracy, ani dziewczyn, które zmienia jak rękawiczki. Jest mistrzem pozorów i mistyfikacji. Bawi go zdobywanie, a nie posiadanie. I nagle jedna przerwana w pół słowa rozmowa zmienia nieoczekiwanie jego dotychczasowe życie. Odnalezienie anonimowej desperatki staje się jego jedynym celem. Ta sprawa wypełnia każdą jego myśl, z każdym dniem zanurza się w niej coraz bardziej próbując dociec, co jest prawdą a co kłamstwem. Historia przedstawiona przez autorkę jest przemyślana, ciekawa i bogata w niespodziewane wydarzenia. Początkowo wszystko wydaje się nierealne i bez sensu, ale z czasem wszystkie elementy układanki zaczynają do siebie pasować, chociaż niewiadomych jest nadal sporo. Kto zarzucił pajęczą sieć na młodego profesora? Wiele tu niejasności, przekłamań i mylnych tropów. Intryga jest dość dobrze zawiązana a duża ilość tajemnic sprawia, że śledziłam wszystko z rosnącym zaangażowaniem.

Główny bohater to postać wyrazista i wielowymiarowa-ma zarówno zalety, jak i wady. Dzieciństwo rzuciło cień na jego dorosłe życie. Wychowany w domu dziecka, czuł się malcem drugiej kategorii, niegodnym czyjegoś zainteresowania. Dlatego za każdym razem próbował udowodnić przed sobą, że jest wart czyichś uczuć, czyjejś miłości. Dokładał wszelkich starań, by rozkochać w sobie kolejne dziewczyny, a potem uciekał z tego związku zanim zdążyły go zranić. Mimo niepoprawnego zachowania, zapałałam do niego sympatią.

Do gustu przypadł mi także lekki styl i przystępny język. Autorka pięknie ''maluje'' słowami, co sprawia, że widać nawet najdrobniejsze detale. Duże znaczenie ma także narracja prowadzona z kilku perspektyw, dzięki której poznajemy motywację i sekrety każdego bohatera. Minusik za drugoplanowe postacie, mogliby być nieco mniej czarno-biali. Mam też zastrzeżenia, jeśli chodzi o akcję. Brakowało mi dynamiki wydarzeń, jakiegoś spektakularnego elementu napięcia i zaskoczenia. Samo zakończenie również pozostawiło we mnie spory niedosyt, bowiem liczyłam na możliwość jawnej konfrontacji Konrada ze sprawcą spisku.

W książce znajdziemy też kilka nawiązań/wspomnień do bohaterów ''Deja vu'', które na szczęście bez trudu ogarniemy, ponieważ wszystko jest bardzo jasno i szczegółowo wyjaśnione. W ogólnym rozrachunku jestem zadowolona. Pani Kosowska znakomicie pokazała skomplikowaną ludzką psychikę oraz wewnętrzne rozterki człowieka i jego dramaty. To wszystko osnuła mgiełką złowieszczej atmosfery i narastającej grozy. Świetne połączenie!

Podsumowując– to lektura lekka, ciekawa, podszyta subtelną nutą niepokoju. Opowiada o uczuciach, ludzkich słabościach, cierpieniu, szaleństwie i nieustanej pogoni za doskonałością. Uświadamia, że nigdy nie jest za późno na zmiany w swoim życiu. Przy czym trzeba pamiętać, że bez otwarcia się na innych, szczerości, nie zdołamy się poprawić, nie będziemy w stanie zmieniać otaczającego nas świata. Polecam wszystkim zainteresowanym.



***
Oficjalna strona Jolanty Kosowskiej: klik
Fan Page autorki na Facebooku: klik
Wydawnictwo Novae Res

Drogie maleństwo

$
0
0

Gdy zakwitną poziomki
Agnieszka Walczak-Chojecka 

 
data wydania: 24-09-2014
liczba stron: 400
wydawnictwo: Filia
ocena: 6-/6








  
      W każdej dziewczynie od najmłodszych lat drzemie instynkt macierzyński. Aż wreszcie przychodzi taki moment, że u niektórych kobiet pragnienie dziecka staje się dla głównym celem. Większość par bez problemu zachodzi w ciążę, ale dla niektórych osób jest to droga przez prawdziwą mękę. Główna bohaterka książki ''Gdy zakwitną poziomki'' Agnieszki Walczak-Chojeckiej zna ten problem od podszewki.

Trzydziestoośmioletnia Karolina ma wspaniałego chłopaka, Filipa oraz dobrze prosperującą pracę. Do pełni szczęścia brakuje jej tylko dziecka. Niestety zegar tyka, a upragnionego potomka brak. Gdy naturalny sposób zawodzi oboje z Filipem sięgają po inne rozwiązania. Rozpoczyna się szereg żmudnych badań, leczenie farmakologiczne i współżycie w dniach płodnych. Kobieta zaślepiona swoim pragnieniem zdaje się nie zauważać, że Filip czuje się powoli zmęczony i zniechęcony całą tą sytuacją. Tymczasem Karolina pewnego dnia przypadkiem spotyka Milana, dawnego znajomego, pół Serba pół Chorwata, który ewidentnie, w dalszym ciągu jest pod jej wielkim urokiem. Jaki scenariusz napisze życie dla naszej bohaterki? Czy odniesie zwycięzco w walce z własnym ciałem? A może sprawy przybiorą zupełnie inny obrót?

Twórczość Agnieszki Walczak–Chojeckiej miałam już okazję poznać podczas czytania jej debiutanckiej powieści ''Dziewczyna z Ajutthai'', która zrobiła na mnie całkiem pozytywne wrażenie, choć niestety bez większych zachwytów. Mimo to postanowiłam dać autorce jeszcze jedną szansę. Czy żałuje? Po tysiąckroć- nie! Wcześniej było zaledwie poprawnie, teraz jest doskonale niemal w każdym calu. Widać gołym okiem, że pisarka rozwinęła w pełni swoje twórcze skrzydła. Brak mi słów, jestem pod wielkim wrażeniem.

Jest to historia po części oparta jest na faktach, z dużą domieszką fikcji i osobistych wspomnień autorki. Zapewne dlatego ta książka jest tak ujmująca i tak wiarygodna. Pełno w niej trudnych tematów dotyczących leczenia niepłodności, jak również podejmowania niełatwych decyzji dotyczących budowania własnego szczęścia. Ile kobieta jest w stanie znieść i poświęcić, aby urodzić dziecko? Uwierzcie mi- bardzo wiele. Nikt, kto nie miał podobnych doświadczeń nie zrozumie, jaki to trudny, wyniszczający psychicznie proces, kiedy radość ze wzajemnego współżycia zmienia się w mechaniczną prokreację. W rezultacie seks powoli staje się ciężką orką, przykrym obowiązkiem. Do tego dochodzi jeszcze przedmiotowe traktowanie przez lekarzy, obojętność, a potem bezsilność.

''Mam dość. Natrętnych myśli. Szukania sposobu na bycie szczęśliwą. Czekania na kolejne wyniki. Czekania na następny miesiąc. Nie wiem, gdzie jest miejsce, które mnie utuli. Bóg już chyba też jest mną zmęczony''.

Powieściopisarka oddaje głos kobiecie współczesnej, która próbuje poradzić sobie z żalem, rozpaczą i tęsknotą za nienarodzonym maleństwem. Jednak nie poddaje się tak łatwo. Z uporem i determinacją walczy o kolejną szansę. Czy efekt jej starań zakończy się kiedyś sukcesem? Tego musicie dowiedzieć się sami. Tematyka fabuły jest mi bardzo bliska, dlatego śmiało mogę napisać, że Pani Agnieszka opisała wszelkie procedury medyczne bardzo rzetelnie i fachowo. Nie ma tu więc miejsca na koloryzowanie faktów.

Karolina zyskała moją niekłamaną sympatię, bez trudu potrafiłam się z nią utożsamić i kibicować w jej problemach z płodnością. To silna, stanowcza, uparta, jednocześnie krucha i wrażliwa kobieta. Mimo kolejnych porażek ciągle walczy i próbuje udowodnić sobie i innym, że w końcu osiągnie swój cel. Podziwiałam jej charakter, hart ducha i niezłomną wiarę w lepsze jurto. Nie jest jednak bez wad. W moim mniemaniu wykazywała za mało empatii i zrozumienia w stosunku do swojego partnera. Wszak mężczyźni też potrzebują wsparcia i bliskości w tych trudnych momentach, nie tylko na zawołanie być dawcą nasienia. Trochę żałuje, że autorka nie pokazała, co myśli i czuje Filip. Myślę, że dzięki temu wiele osób zrozumiałoby, że nie tylko kobiety, ale i panowie cierpią z powodu bezowocnych starań o potomka. Brakowało mi także bardziej rozbudowanej charakterystyki drugoplanowych postaci, choć ogólnie nie było tak źle.

Książka napisana jest bezpośrednim językiem, jednakże z wielkim wyczuciem. Gdzieniegdzie wkrada się nawet żartobliwy humor. Akcja rozgrywa się w kilku miejscach, między innymi, w Warszawie, w Kazimierzu nad Wisłą lub w malowniczym Cavtacie. Z przyjemnością chłonęłam niepowtarzalny klimat i z atmosferę tych terenów. Oprócz głównego wątku fabularnego mamy również szereg innych zaskakujących wydarzeń związanych np. z odkryciem rodzinnego sekretu bądź odnowieniem starej znajomości z przystojnym obcokrajowcem. Wszystko to zgrabnie przeplata się z sobą, by w końcu połączyć się w jedną spójną całość. Na koniec wspomnę jeszcze o okładce, która jest po prostu zjawiskowa i hipnotyzująca. Ogromne brawa dla jej pomysłodawczyni-Olgi Reszelskiej.
   
Utonęłam w tej powieści! To przejmujący portret kobiety owładniętej ogromną potrzebą macierzyństwa. To również niezwykła, niebanalna historia o miłości, pożądaniu, budowaniu własnego szczęścia, poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi i przezwyciężaniu losowych przeciwności. Tu każda litera i każde słowo tętni życiem i ludzkimi emocjami. W piękny sposób uświadamia, że nie ma na tym świecie rzeczy niemożliwych. Wystarczy tylko mocno chcieć! Gorąco polecam, szczególnie przyszłym i obecnym rodzicom oraz każdemu zainteresowanemu tematyką macierzyństwa.


***
Wydawnictwo FILIA

Konkurs z poziomkami

$
0
0
***

Dziś przychodzę do Was z konkursem organizowanym wspólnie z A.Walczak-Chojecką i z WydawnictwemFILIA.

 "Gdy zakwitną poziomki" Agnieszki Walczak-Chojeckiej  to opowieść o kobiecych pragnieniach. Gdybyście Wy spotkali złotą rybkę, to o co byście ją poprosili? 

Najciekawsze dwie odpowiedzi nagrodzimy książką: ''Gdy zakwitną poziomki'' {recenzja: klik}


Regulamin:
1.Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga:Świat książek i ja...
2.Sponsorem nagród jest: wydawnictwo Filia.
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest napisanie w komentarzu odpowiedzi na pytanie:  Gdybyście Wy spotkały złotą rybkę, to o co byście ją poprosili?
4. Konkurs trwa od 6.10.2014 roku do 10.10.2014 roku do godz. 23.59
5. Wywiad oraz ogłoszenie zwycięzcy nastąpi 12 października 2014 roku.
6. Nagrodą są 2 egzemplarze książki: ''Gdy zakwitną poziomki''
7. W konkursie mogą brać udział jedynie osoby posiadające blogi oraz zarejestrowani uczestnicy (obejmuje identyfikator OpenID), którzy popiszą się imieniem/nickiem oraz podadzą adres mailowy.
8. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania w Polsce.
9. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową. W przypadku, gdy zwycięzca w ciągu 7 dni nie odpowie na wiadomość, nastąpi wybór innego wygranego.
10. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

Życzę powodzenia!

Duchowa banicja

$
0
0

Samotność ma twoje imię
Monika Oleksa

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 424
Data premiery: 29.09.14r.
Ocena: 5/6








''Czasami nosimy w sobie taką miłość, która zdarza się tylko raz. (…) Wtedy to jedno imię przesłania nam wszystko inne i nic nie jest w stanie przynieść ukojenia. Żyjemy tęsknotą i nie dostrzegamy tego, że życie naprawdę potrafi być fantastyczne i pełne niespodzianek''.

Ewa jest samotną kobietą po czterdziestce. Od kilkunastu lat nieszczęśliwie zakochana w Mateuszu nie potrafi o nim zapomnieć. Nigdy nie ułożyła sobie życia osobistego, nigdy nie dała szansy żadnemu mężczyźnie. Jej cały świat to praca, kotka Tosia i babcia Hania. Pewnego dnia na jej drodze staje Andrzej, przystojny, pewny siebie współpracownik. Mimo początkowej, wzajemnej antypatii nawiązują ze sobą cieplejsze relacje. Tymczasem niespodziewanie pojawia się wielka miłość sprzed lat. Odżywają wspomnienia. W sercu i w głowie Ewy biją się różne myśli i uczucia. Niestety Mateusz ma rodzinę, którą bardzo kocha. Jak w takiej sytuacji zachowa się nasza bohaterka? Czy przestanie gonić za marzeniami i nauczy się cieszyć tym, co ma?

Monika A. Oleksa urodziła się w 1972 roku w Lublinie. Jej największą pasją jest pisanie. Inspiracją dla twórczości literackiej stały się ukochane przez nią Dąbki i urokliwy Nałęczów. Debiutowała 2002 roku zbiorem opowiadań ''Uśmiech Mima''. W 2011 roku, nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka , ukazała się jej pierwsza powieść ''Miłość w kasztanie zaklęta'', zaś rok później na światło dzienne wyszła ''Ciemna strona miłości''.

Brak mi słów, żeby wyrazić mój zachwyt nad tą książką. Niech was nie zmyli pozornie zwyczajna fabuła, która tak naprawdę kryje w sobie ogromne pokłady skrywanych emocji i wiele istotnych wartości.

Samotność to coraz bardziej popularne zjawisko, które dotyka nie tylko osoby starsze, owdowiałe czy porzucone, ale także ludzi młodych. ''Bywa jednak i tak, że to my same pielęgnujemy w sobie tęsknotę za niespełnieniem, nie dając zupełnie szansy temu, co czeka za drzwiami''. Podobnie było w przypadku Ewy. To zaradna, ambitna i mądra kobieta, wie czego chce od życia, i nie marnuje go na mało istotne drobiazgi. Jednakże wszelkie sukcesy i osiągnięcia przestają ją raptem cieszyć, bo nie ma ich z kim dzielić. Pustka w domu staje się nieznośna, a świat z każdym rokiem traci barwy i szarzeje. Autorka w mądry sposób uświadamia, że czasami warto przestać gonić za czymś, czego po prostu nie ma, by w końcu zacząć żyć, ze świadomością, że inny człowiek ma również coś nam do zaoferowania.

Monika Oleksa bardzo solidnie przyłożyła się do napisania wspaniałej historii, i dokładnie ją rozplanowała. Oprócz uczuciowych zawirowań Ewy, umiejscowiła też koleje losów wielu innych postaci m.in. Hanny, Andrzeja, Janiny, Rafała, Danusi, Róży etc. Wszyscy różnią się od siebie wiekiem, wyglądem, stylem bycia, statusem społecznym. Mimo to mają ze sobą coś wspólnego. Każdego z nich dotyka samotność. Losy tych bohaterów bardzo mnie poruszyły i skłoniły do wielu refleksji. W dzisiejszych czasach ludzie za dużą uwagę poświęcają swojej karierze, zarabianiu pieniędzy a za mało dbają o swoją rodzinę, szczególnie pobieżnie skupiają się na osobach starszych. A przecież oni nie oczekują zbyt wiele, jedynie naszej obecności i zwyczajnej rozmowy, która wypełni pustkę szarych dni. Trzeba pamiętać, że samotność jest pojęciem wieloznacznym. Równie dobrze może zamieszkać w relacji dwojga kochających się ludzi, którzy zmęczeni codziennością, rutyną, powtarzalnością zamiast wszechobecnej niegdyś czułości zaczynają gubić wzajemne zrozumienie i harmonię. Ten aspekt ewidentnie pokazuje, że związek jest jak ogród, należy go pielęgnować i odżywiać– sam o siebie nie zadba i uschnie.

Jestem oczarowana przecudownym stylem pisarki. Mimo trudnej tematyki cechuje ją lekkość pióra, znakomita elokwencja, refleksyjna głębia myśli, trafność ocen, porażająca precyzja wywodu, a zarazem niebywały kunszt przekazu. W sposób malowniczy i ciekawy potrafi pisać o zwykłych ludziach i ich skomplikowanych perypetiach. Akcja płynie spokojnie, leniwie niczym woda w wiosennym strumyku, ale w żaden sposób nie nuży. Bohaterowie tworzą prawdziwych ludzi z krwi i kości, można w nich znaleźć samego siebie, własne lęki, niepowodzenia, a także radości. Na końcu powieści znajdziemy przepisy na ciasta pieczone przez poszczególne bohaterki. Jakże wspaniały dodatek do całości.

To Niebanalna, Niezwykła, Niepowtarzalna powieść o wielowymiarowej samotności, tęsknotach, różnych rodzajach miłości, dokonywaniu trudnych wyborów i ich konsekwencjach. Nie sposób oddać całego jej bogactwa i wszystkich jej uroków. W piękny i mądry sposób uczy, jak wykorzystywać każdą chwilę i nie marnować okazji, którą podsuwa nam los oraz uświadamia, że nie warto iść przez życie w pojedynkę, bowiem nie ma nic wspanialszego niż otworzyć się na drugiego człowieka. Wierzcie lub nie, tej książki się nie czyta- ją się chłonie całą sobą. Gorąco polecam!

''Pamiętaj kochanie, jeśli życie podsuwa ci cytrynę, zawsze poproś o cukier''.

***
Blog literacki M. Oleksy: klik
Wydawnictwo Zysk i S-ka.
ps. zapraszam jutro na konkurs, w którym do wygrania będą 3 egzemplarze ''Samotności...''.

Konkurs z ''Samotnością...''

$
0
0
***
Dziś przychodzę do Was z konkursem organizowanym wspólnie z WydawnictwemZysk i S-ka.

Pytanie jest banalnie proste:

Podaj przekonywujący argument, dlaczego książka ''Samotność ma twoje imię'' powinna trafić właśnie do Ciebie?

{recenzja: klik}
 
Nagrodzę trzy najciekawsze odpowiedzi.
 

 Regulamin:
1.Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga:Świat książek i ja...
2. Sponsorem nagród jest: wydawnictwo Zysk i S-ka.
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest napisanie w komentarzu odpowiedzi na pytanie:dlaczego książka ''Samotność ma twoje imię'' powinna trafić właśnie do Ciebie?
4. Konkurs trwa od 7.10.2014 roku do 9.10.2014 roku do godz. 23.59
5. Wywiad oraz ogłoszenie zwycięzcy nastąpi 10 października 2014 roku.
6. Nagrodą są 3 egzemplarze książki: ''Samotność ma twoje imię''.
7. W konkursie mogą brać udział jedynie osoby posiadające blogi oraz zarejestrowani uczestnicy (obejmuje identyfikator OpenID), którzy popiszą się imieniem/nickiem oraz podadzą adres mailowy.
8. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania w Polsce.
9. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową. W przypadku, gdy zwycięzca w ciągu 7 dni nie odpowie na wiadomość, nastąpi wybór innego wygranego.
10. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

Życzę powodzenia!

Tajemniczy adorator

$
0
0

W cieniu fleszy
Paulina Ptasińska

 
Wydawnictwo: Novae Res
Data premiery: październik
Ilość stron: ok. 229
Ocena: 5-/6









     Czy istnieje jakiś cień szansy, żeby sławny i bogaty celbryta zwrócił uwagę na szarą myszkę? Wydaje się być mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Jednak główna bohaterka ''W cieniu fleszy'' najnowszej książki Pauliny Ptasińskiej może mówić o prawdziwym szczęściu…

Dwudziestokilkuletnia Emily Smith jest nieśmiałą, zakompleksioną dziewczyną z Nowego Jorku. Pewnego dnia wspólnie z całą rodziną wyjeżdża na wakacje do Miami Beach. Przypadek sprawia, że poznaje na swojej drodze przystojnego Matthewa, wokół którego roztacza się dziwna aura tajemniczości. Między nimi nawiązuje się płomienny romans. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Zwiedziona pozorami dziewczyna szybko odkrywa, że jej kochanek to Christopher Gordon, jeden z najbardziej popularnych i pożądanych amantów filmowych, najgorętszy kawaler świata, marzenie wielu pań. Wkrótce panna Smitch znajduje się pod ostrzałem żądnych sensacji paparazzich. Co z tego dalej wyniknie? Jak zachowa się sławny aktor? Czy w imię miłości zrezygnuje z kariery zawodowej? A może to był jednorazowy wybryk, nic nieznaczący epizod w jego życiu?

Twórczość Pauliny Ptasińskiej miałam okazję poznać podczas ''Wesela'', debiutanckiej książki, którą wspominam nader pozytywnie. Dlatego z ogromną przyjemnością zabrałam się za czytanie ''W cieniu fleszy''. Fabuła już od pierwszych stron budzi zainteresowanie. Mamy skromną, dobroduszną dziewczynę i jej niesympatyczną rodzinkę: wymagającego, apodyktycznego ojca oraz protekcjonalną mamę i wyniosłą siostrę Jennifer. Jest jeszcze brat Justin, jedyna dobra dusza w tym towarzystwie. Dziewczyna ma dość życia pod presją bogatych rodziców, którzy oczekują od niej dobrych manier i etykiety. Dlatego kiedy przypadkiem spotyka czarującego, zabawnego Matta, oddaje się radosnym porywom serca. Jakże wielkie jest jej zdziwienie, gdy dowiaduje się, że jej kochanek jest sławną gwiazdą filmową, na dodatek zaręczony z aktorką, z którą wspólnie gra na planie. To cios poniżej pasa. W zaistniałej sytuacji dziennikarskie hieny nie dają Emily spokoju. A jak na ten cały medialny szum zareaguje Christopher (Matt)?

Pisarka stworzyła piękną, romantyczną historię pełną uczuć i emocji. Historia może i jest przewidywalna i schematyczna, mimo wszystko śledziłam ją z największą przyjemnością i zaangażowaniem. Kibicowałam główniej bohaterce z całych sił i wspólnie z nią przeżywałam wszelkie wzloty i upadki. Było mi jej żal widząc, jak rodzina nią pomiata, jaki ma do niej dyktatorski stosunek. Szczególnie nie mogłam znieść pięknej, wyrafinowanej siostry i oschłej matki. Na każdym kroku udowadniały, że Emily nie dorasta im do pięt. Na szczęście pojawia się ''książę z bajki'', który pragnie wyrwać ją z rodzinnego piekła. Ale czy mu się to uda? Wszak życie w świetle jupiterów nie sprzyja miłości. Miałam nadzieję, że w związku Em i Chrisa będzie więcej dramatycznych wydarzeń i podłych intryg. Jednak autorka postanowiła ich oszczędzić serwując jedynie drobne incydenty i niespodzianki. Trochę szkoda, bo liczyłam na więcej spektakularnego zamieszania. Pomijając ten fakt i tak jestem zadowolona, gdyż dostałam ciepłą, porywającą lekturę, która na kilka chwil oderwała mnie od szarej rzeczywistości.

Książka napisana jest swobodnie, płynnie i ze zrozumieniem. Plastycznie i niemęczące opisy pobudzają wyobraźnię i pozytywnie wpływają na komfort czytania. Akcja toczy się w kilku miejscach, między innymi w Miami, Nowym Jorku i we Włoszech. Szczególnie spodobała mi się niesamowita Toskania. Trudno opisać jej urodę i wyjątkową aurę. Na plus zaliczę także wyrazistych bohaterów o barwnej osobowości. W zależności od charakteru budzą naszą sympatię bądź antypatię (na pewno nie pozostawiają obojętnymi). Brakowało jedynie sylwetki narzeczonej Chrisa, istniała tylko i wyłącznie na papierze. Ale jakoś przebolałam jej ''nieobecność'', którą doskonale wykorzystała Jennifer, siostra Em. Ta podła, wyrafinowana żmija wyjątkowo działała mi na nerwy. Za to zakończenie ogrzało moje serce.

Oprócz szeroko rozwiniętego wątku miłosnego mamy również kilka pobocznych np. konflikty rodzinne, chorobliwa siostrzana zazdrość oraz zabawne darcie kotów między bratem Em a jej najlepszą przyjaciółką. Co prawda wspomniane przeze mnie elementy nie były zbyt mocno wyeksponowane i zbyt wielkiej roli nie odgrywały, lecz w jakimś stopniu urozmaiciły fabułę. W ogólnym rozrachunku to interesujący romans z nutką słodyczy przełamany kwaskowym smakiem. Momenty szczęścia miejscami przeplatane są smutkiem, niepewnością, zwątpieniem i nadzieją, czyli mniej więcej jak w naszym codziennym życiu.

Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej nad tą lekturą. To delikatna, romantyczna, pełna optymizmu powieść okraszona czułością, przyjaźnią, miłością  i emocjami. Polecam każdemu, kto pragnie przyjemnej, niezobowiązującej rozrywki. Z pewnością nie będziecie zawiedzeni.

***
Wydawnictwo Novae Res

Wyniki konkursu z ''Samotnością...''

$
0
0

Nadszedł czas na ogłoszenie wyników konkursu, w którym do wygrania była książka Moniki Oleksy ''Samotność ma twoje imię''.

Otrzymałam kilkanaście ciekawych argumentów, dlaczego to właśnie Ty powinieneś otrzymać ''Samotność...'' i po burzliwych naradach z samą sobą udało mi się wytypować trójkę zwycięzców:



alicjamagdalena  {urzekła mnie poetycka inwencja}

 O książce ''Samotność ma twoje imię'' marzę -
kiedy w zupełnej ciszy sama kawę parzę,
gdy słucham jak smutnie śpiewają ptaki,
mam już dosyć lektur, gdzie występują wilkołaki.
Najchętniej czytam dzieła polskich autorów -
nie tych polecanych przez znanych profesorów.
Pani Oleksa poprzednią książką mnie zachwyciła,
więc następna jej lektura też by mi dzień umiliła!
Kolejna fabuła mnie niezwykle interesuje -
czuję, że pisarka do mnie wiele słów adresuje.
Poza tym nie umiem dobrych ciast piec..
więc na proste przepisy mam szaloną chęć!
To cyrysia głównie tak skutecznie przekonuje,
że sama jej recenzja mnie poważnie emocjonuje :)

***

"Samotność ma twoje imię" powinna trafić w moje ręce, ponieważ:
Po pierwsze ... Książki czynią mnie szczęśliwą. Przenoszą mnie do innego, bezpiecznego świata, z dala od moim problemów. Ten stan jest dla mnie namiastką nieba na Ziemi.
Po drugie... Któż z nas nie boryka się w pewnym sensie z samotnością? Prawdą jest, że "wśród ludzi jest się także samotnym". Jestem przekonana, że książka w której bohaterkom brakuje tego samego, co mnie, skradłaby od razu moje serce. Być może znalazłabym w niej też zrozumienie dla własnych trosk i sposoby na radzenie sobie nimi.
Po trzecie, ostatnie... Jestem w trakcie czytania innej powieści tej autorki i... jestem urzeczona! :) Sposób, w jaki pisze pani Monika jest tak wysublimowany, delikatny, kobiecy. Nie wiedziałam dotąd, że tak pięknie i prosto można pisać o czym trudnym i zwykłym zarazem. Nie chcę budzić się ze snu, w jaki wprowadziła mnie autorka. Dzięki "Samotności..." mój wyjątkowy sen wyśnię do końca i obudzę się nasycona i bogatsza o wyjątkowe emocje.

***

Edyta Chmura {za wymienienie zalet, którymi należy się szczycić podczas walki o swoje marzenia}

 Zawsze mam problem z tym pytaniem: Dlaczego właśnie ja mam otrzymać nagrodę? I zawsze długo myślę czy odpowiedzieć i co napisać, bo to jest jak test, podczas uzupełniania którego zacinasz się na poleceniu: "Wymień trzy największe zalety, którymi się możesz poszczycić". Trzeba siebie obnażyć ze skromności i pokory, postawić na piedestale i głośno wykrzyczeć: "Bo zasługuję na tę książkę"...ciężko mi to przychodzi, nie lubię się tak wywyższać, nawet gdy chodzi o tak ciekawą lekturę.
Uwielbiam książki, których z pozoru prosta fabuła, nie da się tak naprawdę wcisnąć w żadną szufladkę, nie poddają się schematom, a czytelnika potrafią tak mocno do siebie przyciągnąć, że nie można przestać myśleć o losach bohaterów jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony.
Myślę, że właśnie taka jest powieść Moniki Oleksy i to dla niej stanę na chwilę na tym piedestale i może nie będę krzyczeć i żądać, ale cichutko powiem: "Proszę...Pozwól mi poznać nieznane mi oblicza samotności, bo może i mi przyjdzie się kiedyś z nią zmagać" :)

 
***
Nagrodzonym serdecznie gratuluje!
 cyrysia

Ach śpij kochanie

$
0
0

Cień sprzedawcy snów
Hanna Greń

Wydawnictwo: Novae Res
Data premiery: październik
Ilość stron: ok. 314
Ocena: 4-/6








''Sprzedałem jej sen. Cudowny, wieczny sen. Przedtem grzeszyła, teraz śpi szczęśliwa. Odkupienie poprzez cierpienie, sen przez śmierć''.

Od pewnego czasu w różnych regionach kraju seryjny morderca zwany Sprzedawcą Snów, zabija młode kobiety. Nikt nie wie, jakimi kryteriami się kieruje, gdyż dotychczasowe ofiary różnią się między sobą nie tylko wyglądem zewnętrznym, ale także osobowością. Nadkomisarz Konrad Procner i komisarz Marcin Cieślar próbują wszelkich metod, aby dopaść sprawcę. Niestety bezskutecznie. Pewnego dnia obaj mundurowi spotykają na swojej drodze Zenobię Branicką i Petronelę Juskowiak, dwie energiczne kobiety, które zawracają im w głowie. Wkrótce okazuje się, że są one w jakiś sposób powiązane ze sprawą nieobliczalnego zabójcy. Co z tego dalej wyniknie? Czy uda się śledczym rozwiązać tajemniczą zagadkę Sprzedawcy Snów? I co z tym wspólnego ma Zena i Petra?

Założenia fabuły jak widać prezentują się bardzo ciekawie, dlatego miałam wielkie nadzieje na wspaniałą lekturę. Czy jestem w pełni usatysfakcjonowana? Niestety nie. Liczyłam na intensywny, niepokojący kryminał, coś, co mnie zwali z nóg. A dostałam zaledwie dobrą powieść obyczajową z niewielką domieszką kryminalnej zagadki. Autorka skupiła się bardziej na wątku miłosnym, aniżeli na poszukiwaniach seryjnego mordercy. A jak tak czekałam z utęsknieniem na jakieś mroczne opisy zbrodni bądź psychologiczną analizę zachowań Sprzedawcy Snów. Wprawdzie stopniowo dowiadujemy się kim jest sprawca i jakie tajemnice skrywa jego przeszłość. Niemniej według mnie to i tak zbyt mało. Na szczęście po przełknięciu gorzkiej pigułki z czasem było lepiej. Wdrożyłam się w fabułę i z zaangażowaniem śledziłam uczuciowe głównych bohaterów. Niemal równocześnie Marcin uderza w konkury do Zeny, a Konrad do Pietry. Jednak nie będzie tak sielsko i anielsko. Obie przyjaciółki są z piekła rodem, pyskate, niedające się zbić z tropu, mistrzynie szybkiej riposty. Wielokrotnie wybuchałam niekontrolowanym śmiechem obserwując ich umysłową i słowną żonglerkę, żarty, dowcipy etc. Pomimo tego za fasadą tej energicznej beztroski kryją się mroczne sekrety i problemy, które zakłócają ich spokój ducha. Co to takiego? To już musicie dowiedzieć się sami.

Hanna Greń posługuje się charakterystycznym, acz poprawnym stylem. Na uznanie zasługuje błyskotliwy dowcip i zabawne dialogi. Akcja biegnie dość żwawo do przodu, choć było kilka momentów, które mnie nudziły. Duży plus daje za barwnych, zróżnicowanych charakterem i temperamentem bohaterów. Bez trudu można sobie ich wyobrazić. Jedynie zabrakło mi jakiejś dokładniejszej charakterystyki samego mordercy. Ale sam powód, dla którego zabijał niewinne kobiety był jak najbardziej wiarygodny. Autorka doskonale wychwyciła jego trudne dzieciństwo i spaczony umysł, który przeniósł go w głąb własnego wyimaginowanego świata. W ogólnym rozrachunku książka zrobiła na mnie całkiem dobre wrażenie, chociaż miłośnicy mocnych wrażeń, lubujący się w krwawych zbrodniach i niebezpiecznych kontaktach z przestępcą, będą zawiedzeni.

''Cień sprzedawcy snów'' Hanny Greń polecam wszystkim osobom, które szukają lektury lekkiej, niezobowiązującej, podszytą humorem i delikatną nutą niepokoju. To interesująca, zabawna, miejscami lekko zatrważająca historia o wyprawie w pełną tajemnic przeszłość rodzinną, miłości i wyzbyciu się kompleksów. Nadaje się idealnie na długie, chłodne wieczory. Decyzja należy do ciebie!


***
Wydawnictwo Novae Res
Viewing all 3475 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>